3 kwietnia 2015

Zdrowy terroryzm

Ślachetne zdrowie, nikt się nie dowie, jako smakujesz... Od 2012 mam schizę na punkcie swojego zdrowia i zaraziłam nią (czas przeszły dokonany) również moich rodziców. Ostatnio tata nie wszedł do windy wyłącznie dlatego, że widział, jak wsiadała do niej okrutnie kaszląca pani. Moja mama natomiast dzisiaj u lekarza niemal siłą nakłoniła jakąś strasznie przeziębioną kobietę, żeby sobie usiadła. Troska ta nie była jednak powodowana uprzejmością, tylko chęcią odizolowania się, do czego mama przyznała się nam z obezwładniającą szczerością  :D
W sobotę późnym wieczorem wylądowałam z tatą na SOR. Za dnia zdzieliła go w oko gałąź i bolało, więc pojechaliśmy sprawdzić, czy nie ma nic w środku. Przed nami rejestrowała się dziewczyna, a gdy usłyszeliśmy, że "ona by nawet tę gorączkę przeżyła, gdyby nie straszne duszności", zrobiliśmy jak na rozkaz w tył zwrot, półgębkiem zaproponowałam, że może przestańmy oddychać, a tata również półgębkiem skwapliwie się zgodził. Na szczęście na okulistyce nikt nie wykazywał objawów zarazy, inaczej chyba bym siedziała jak wtedy w berlińskim metrze, z nosem pod warstwą ubrań. 

Swoją drogą SOR jest okropny, a dojazd do niego jeszcze gorszy. Parking ma tylko wjazd, zatem trzeba albo wykręcić, albo jechać tyłem. Ponieważ na zawracanie nie miałam miejsca, tata zaofiarował się, że mnie pokieruje na właściwą drogę. TYŁEM. Ja. JA musiałam wyjeżdżać TYŁEM, i to po łuku. Pocieszające było, że już kiedyś to zrobiłam. JAKIEŚ 4 LATA TEMU. Wyglądało chyba dość zabawnie, bo na dodatek zimno się zrobiło jak jasna cholera i całkowicie zaparowała mi szyba. Tata się odwrócił i kazał mi jechać w lewo, pojechałam kawałek, po czym zobaczyłam, że jakby zaraz kogoś przetrę, więc się wydarłam, co on mi każe robić, on, że no w LEWO, stanęłam na środku i się uparłam, że NIE MOGĘ W LEWO PRZECIEŻ, po czym się pokapowaliśmy, że skoro tata się odwrócił, to jego lewo jest moim prawo. Fakt, że ma na to wszystko zakroplone oczy i nie za bardzo nadaje się na pilota, jakoś umknął naszej uwadze :D Po paru chwilach grozy i wjechaniu z impetem na krawężnik nagle szyba odparowała, mózg mój zaskoczył i wyrwałam raźno, przejeżdżając nawet skrzyżowanie bez świateł. Pewnie dlatego, że była pierwsza w nocy :D

A propos zdrowia jeszcze - jakiś rok temu dostałam od Brasil kiełkownicę. I teraz sobie uprawiam własne osobiste kiełki. Jakie one są ŁADNE! :D Wczoraj łaziłam za domownikami i tak długo się im nad uchem zachwycałam, aż przyznali, że tak, owszem, kiełki rzodkiewki mają cudny kształt serduszka, piękne puchate korzonki i rewelacyjnie smakują połączeniem rzodkiewki z kapustą. A potem jeszcze wszyscy musieli podziwiać moją radosną twórczość dekoracyjną, którą Wy też koniecznie musicie podziwiać poniżej. Wymagała ode mnie sporo poświęcenia, albowiem celem pozyskania materiału roślinnego w wichurze, deszczu, śniegu i gradzie szłam do kwiaciarni oraz uprawiałam zbieractwo mchu, traw i gałązek w pobliskim parku. Zatem uważam, że drobne pochwały mi się zwyczajnie należą. Zaręczam, że na żywo wygląda to lepiej, poza tym na drugim zdjęciu po lewej nie rośnie żyto, jeno szafirki, a na ostatnim zielsko wyglądające jak pietruszka to jaskier, i wszystko będzie cudownie pięknie, tylko musi rozkwitnąć. Nie martwcie się, na pewno zrobię zdjęcie :D
Jestem botanicznym terrorystą. I sru :D
ZDROWEJ Wielkanocy!




15 komentarzy:

  1. Dobrze, że poszliście od razu, nie ma co czekać. Z okiem wszystko ok?
    Historia mrożąca krew w żyłach :P
    Jak zobaczyłem te kiełki to przypomniała mi się rzeżucha. I widzę, że chyba też masz. Trzeba będzie kupić gazę albo papierowe ręczniki i posiać. Dzięki :D
    Szacun za poświęcenie :P Całkiem fajnie to wygląda :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A, no i zdrowych świąt :) Trochę też wesołych, trochę smacznych, trochę odpoczynkowych :P

      Usuń
    2. Tak, ok, tylko przekrwione było kilka dni. Ale trochę się wystraszyłam, bo tata rzadko kiedy sam z siebie chce iść do lekarza, a co dopiero na ostry dyżur...
      Rzeżuchę mam w 6 różnych pojemniczkach :D Ja zawsze sieję na wacie. Ale może lignina to faktycznie lepszy pomysł, nie będzie się nic przyklejać do korzonków :)
      "Całkiem fajnie"?? No wiesz? Więcej entuzjazmu, tej ;)

      Dziękuję i dla odmiany życzę zdrowych ;) I też trochę kolorowych ;P

      Usuń
    3. No to dobrze, że nic poważnego.
      No dobra. Nie chciałem używać tego słowa bo przecież są święta. Całkiem zajebiste :P

      Dziękuję bardzo :)

      Usuń
  2. ło ho ho... uwielbiam kiełki, moja mama ma kiełkownice więc jej podjadam, zdrowe pdoejście do życia jest zdrowe, ja też sie staram zdrowo życ jeść itd, ale od czasu do czasu toksyna nie zaszkodzi, organizm musi umieć walczyc;) aaa i mówie o chipsach nie o grypie;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha fajna teoria, podoba mi się (pisząc to, podjadam słone paluszki. Ale pełnoziarniste niby :D)! Aczkolwiek gdy jem zdrowo, zwyczajnie lepiej się czuję. Nie tylko fizycznie, ale i psychicznie. Po zjedzeniu paskudztw mam wyrzuty sumienia, więc szlag trafia przyjemność ;)

      Usuń
  3. Dobry wieczór :-D Jak się człowiek przekona co to znaczy poważnie zachorować, to nic dziwnego, że potem na siebie dmucha i chucha ;-) A asekuracyjne działanie Twojego Taty miało podwójnie prozdrowotny charakter: 1. Ucieczka przed zarazkami. 2. Konieczność skorzystania ze schodów (no chyba, że macie w bloku dwie windy...). Zdjęcia i twórczość warzywniczo - florystyczna jak zwykle rewelacyjne, nurtuje mnie trochę zdjęcie nr 2 - gdzie ono było robione, bo za oknem widać siatkę antyowadzią i chyba jakieś krzaczory :D A o ile pamiętam, to mieszkasz na 9? piętrze... Zresztą i tak to nie aż takie istotne, gdzie zdjęcie było robione, tylko jak wyszło...

    Zdrowych i wesołych Świąt!!!

    :-***

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niektórym nawet ciężka choroba nie pomaga w zmianie myślenia, ale my mamy w drugą stronę ;)
      A nie, tata nie wchodził po schodach, aż tak to nie działa ;) Po prostu poczekał, aż pani wyjdzie. Zawsze mniejsze prawdopodobieństwo zarażenia :D Za to ja ostatnio staram się wchodzić po schodach. Tzn. nie przy każdej okazji, ale tak dla ćwiczenia mięśni. I nawet nie jest źle, na 10 piętro docieram z lekką zadyszką, lecz nie zdycham jak kiedyś już na 4 piętrze :)
      Zdjęcia są z mojego pokoju. Siatka owadzia jest, i szczery szacun za zauważenie jej! Taka siatka to nic niezwykłego, dla owadów nie ma znaczenia, na którym piętrze się mieszka... A krzaki to drzewa widziane z góry. Mieszkam tuż obok dużego parku :)

      Cudownej, radosnej, pięknej Wielkanocy! :*

      Usuń
    2. Wiesz, po tegorocznej epidemii tej quasigrypy staram się pamiętać o szaliku i czapce. I mam gdzieś że ktoś może to uznać za niemęskie. Istnieje całe mnóstwo bardziej adekwatnych życiowo i poważnych sposobów na okazanie dojrzałości i męskości niż lekceważenie w ubiorze panującej aury i niskich temperatur. Dokładnie tego samego typu objaw dojrzałości przejawiasz Ty, poprzez tą wspinaczkę na 10 piętro. A wierz mi, niemało jest osób, które chcą innych zanudzić swoim opowieściami o ćwiczeniach i siłowni, jednocześnie narzekając i złorzecząc na opóźniającą się windę ;-) Co do zdjęcia, to domniemywałem, że te "krzaki" za oknem to mogą być korony drzew, choć efekt rozmycia i spłaszczenia upodobnił w moich oczach te korony, do bezlistnej, bezkształtnej masy krzaczorów :D Ale ta siatka zmyliła mnie totalnie. Nie podejrzewałem po prostu, że jest ona niezbędna na takich wysokościach. U mnie w bloku na II piętrze, mimo uchylonych okien i silnego światła do późnych godzin nocnych, w sezonie "owadzim" nie wlatuje przez okno niemal nic, ot czasem trafi się ćma, której - rzecz oczywista - łatwo się pozbyć. Nic innego nie wlatuje, a zatem siatki nie są potrzebne. Za to na działce, na wsi, na poziomie parteru, bez siatki ani rusz! I stąd to moje pytanie o to, gdzie to zdjęcie było zrobione... Swoją drogą to ciekawe, że u mnie w bloku na II p. owady nie wlatują, a u Was tak wysoko, a trzeba się przed nimi chronić. Nadmieniam, że pod oknami, między blokami też mam trochę drzew, z 20 szt. Widać w Poznaniu nawet owady są silniejsze i bardziej pracowite :D ;)


      Wesołych Świąt!

      :***

      Usuń
    3. Uściślając - wchodzę po schodach tylko raz dziennie, jak już ;) I nigdy nie schodzę, dla zdrowia kolan. A szalik i czapkę uważam za bardzo męskie! Uwielbiam facetów, którzy są ciepło ubrani. Znaczy, że rozsądni ;) Chociaż kalesonów chyba bym wolała nie oglądać :D
      Może u Was po prostu nie ma tylu owadów? Może coś jest z powietrzem... U mnie bez siatki albo chociaż firanek nie ma mowy o otwarciu okna. Ja nie cierpię firan, więc pozostaje mi siatka ;) Naprawdę komarów jest milion. Poza tym pełno os się pcha, ćmy, muchy, chrabąszcze... Dużo tego. Brrr to już niedługo...
      :***

      Usuń
    4. Faktycznie, schodzenie po schodach nie jest za przyjemne, ale może również i dlatego, że pracują wtedy inne, słabsze mięśnie, kto wie? Z tymi owadami nie mam już koncepcji, może przyciągają je do Was te Twoje różne roślinki ;) ;) ;) A tak w ogóle to: CHLUP! (śmigus - dyngus) :D

      Miłego dnia!


      :*

      Usuń
    5. Tylko wtedy właśnie pracują kolana. A chodzi o to, żeby je odciążyć, a wyćwiczyć mięśnie je wspomagające.
      Może mamy lepsze powietrze? Sama nie wiem...
      Oj, jak dobrze, że mi przypomniałeś, miałam iść na spacer, ale chyba sobie daruję ;)
      Buziak!

      Usuń
  4. Wystarczy, że człowiek obejrzy starą dobrą "Epidemię"z Hofffmanem, żeby inaczej patrzeć na zbiorowiska ludzkie w sezonie grypowym ;)))

    Kurdę, ślepa jestem, a przez tę moją ślepotę zastanawiałam się czemu Brasil dała Ci kierownicę. Fajnie, różne prezenty ludzie lubią, ale jednak nieco się zdziwiłam ;))) Ostatnio kupiłam kiełki fasoli mung czy jakoś tak. Niby strasznie smaku sałatki nie zmieniają, ale są tak fajnie chrupiące i soczyste. Z innymi kiełkami jeszcze nie eksperymentowałam. Tzn. raz, ale to była jakaś mieszanka kilku rodzajów i w sumie nie pamiętam czy jakieś mnie zachwyciły :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rany, dobrze, że nie widziałam, bo bym przestała wychodzić z domu :D

      Hahaha, na szczęście Vincenty kierownicę ciągle posiada ;)

      Muszę tę fasolę dorwać :) Natomiast polecam lucernę, kozieradkę i rzodkiewkę. Brokuł niestety nie chciał urosnąć, wykiełkowały tylko pojedyncze nasionka. Będę eksperymentować, więc w razie czego Ci doniosę, co i jak. Kiełki to świetna sprawa, najlepiej samemu uprawiać, bo wtedy można mieć ciągle świeże i nowe, i wychodzi dużo taniej :)

      Usuń