25 lutego 2018

Martwy punkt

Wreszcie wracam. Dopiero teraz potrafię spojrzeć na tyle z dystansu, by móc w ogóle cokolwiek napisać...

Może już bez ogródek zatem - w grudniu, po całym tym trudnym, ale pięknym roku, po spędzaniu większości czasu ze Strzelcem, który robił w moim kierunku różne gesty zgoła inne niż koleżeńskie, zrozumiałam, że przestał być dla mnie jedynie przyjacielem. Niestety zrozumienie i objawienie mu tegoż faktu przyszło w momencie, gdy oznajmił mi, że spotyka się z jakąś laską, a było to pięć dni przed moimi urodzinami :D No kurwa wiadomo, że ja nie mogę mieć historii z happy endem :D
Zdruzgotana byłam kompletnie, jednak aby ratować twarz, nie rozbijać paczki i ukryć swoje uczucia przed resztą przyjaciół, postanowiłam nie pisnąć im ani słowa. Co skutkowało tym, że na mojej imprezie urodzinowej ani ja, ani on nie wiedzieliśmy, jak się zachować, po czym on zmył się o 21, "żeby coś załatwić". W tym momencie moja wyobraźnia poszybowała w kierunku ohydnych wizji i postanowiłam, że nazajutrz oleję znajomych i nasze alkoświęta na rzecz świętego spokoju. Niestety w związku z tym, że Strzelec ma urodziny dzień po mnie, nasi przyjaciele wpadli na pomysł, że zrobią nam niespodziankę i na alkoświętach wręczą nam tort. Ubolewając nad moją nieobecnością, postanowili nagrać dla mnie całe widowisko. No i sobie obejrzałam, jak zapalili świeczki na torcie, który był JEDEN i na jednej połowie była świeczka dla mnie, a na drugiej dla niego... Chyba raz w życiu miałam tort ze świeczkami na urodziny. A teraz miał być drugi, tylko coś poszło nie tak :D Dramat, kurwa,  na całego, panie tego :D

W tym momencie zwątpiłam w słuszność strategii i zaczęłam przychylać się do opinii Lessy i JeyZ, którzy jako osoby niezbyt uwikłane w moje wspólne ze Strzelcem środowisko usilnie przekonywali, że powinnam porozmawiać przynajmniej z Bosską, która wraz ze mną i nim tworzyła taką świętą i nierozerwalną do tej pory trójcę. Bałam się tej rozmowy panicznie, przede wszystkim bałam się, jak zareaguje i czy jej nie stracę. Okazja do długiej nocnej rozmowy nawinęła się sama, ponieważ następnego dnia miałyśmy razem jechać na imprezę integracyjną jej firmy. Byłam jej osobą towarzyszącą, wszystko opłacone, więc jechałam na kompletnym wyjebaniu, planując znaleźć spokój i harmonię.

Hahahahah...! :D

Po pierwsze pracownik, który miał nas tam zawieźć, nie pojechał, niby z przyczyn zdrowotnych, o czym dowiedziałyśmy się... niecałą godzinę przed wyjazdem. Więc w pełnym galopie z wywieszonym jęzorem pakowałyśmy się, żeby dojechać na miejsce zbiórki, skąd każda innym autem miała się dostać w miejsce docelowe, czyli do wielkiego ośrodka koło Karpacza. Po drugie obaj kierowcy, czyli zarówno Szef, jak i jego prawa ręka, zwany dalej Psychicznym, jechali jak pojebani, na licznych zakrętach 200km/h, wyprzedzając na czwartego. W związku z czym zdążyłam się pożegnać ze wszystkimi, wybrać playlistę na swój pogrzeb i takie tam miłe sprawy.
Żeby mi było jeszcze przyjemniej, obiad zjedliśmy w karczmie, która nazywała się "U Strzelca" i niemal każde danie miało jego imię. To było prześladowanie po prostu...

Gdy jakimś cudem dojechaliśmy, byłam już równiutko pijana, jako że nie miałam ochoty umierać na trzeźwo. Z tych wszystkich nerwów opłaconą kolację ledwo podziubałam, ostatecznie wytrzeźwiałam niestety i zaczęłam się w cichości wkurwiać podejściem Szefa i Psychicznego, którzy ewidentnie urządzili sobie z Wigilii przepytywanie pracowników, by na końcu zainteresować się również moją milczącą osobą. Tak im zapyskowałam, że oniemieli, po czym w nagłym a niezrozumiałym zachwycie zaczęli mi proponować... pracę :D Przy czym robili to w obecności żony Szefa oraz panny Psychicznego, która również tam pracuje - co potem okazało się znaczące.

Wieczór się skończył, nie odważyłam się na rozmowę z Bosską, sprawa stanęła w martwym punkcie.

CDN...