Wreszcie wracam. Dopiero teraz potrafię spojrzeć na tyle z dystansu, by móc w ogóle cokolwiek napisać...
Może już bez ogródek zatem - w grudniu, po całym tym trudnym, ale pięknym roku, po spędzaniu większości czasu ze Strzelcem, który robił w moim kierunku różne gesty zgoła inne niż koleżeńskie, zrozumiałam, że przestał być dla mnie jedynie przyjacielem. Niestety zrozumienie i objawienie mu tegoż faktu przyszło w momencie, gdy oznajmił mi, że spotyka się z jakąś laską, a było to pięć dni przed moimi urodzinami :D No kurwa wiadomo, że ja nie mogę mieć historii z happy endem :D
Zdruzgotana byłam kompletnie, jednak aby ratować twarz, nie rozbijać paczki i ukryć swoje uczucia przed resztą przyjaciół, postanowiłam nie pisnąć im ani słowa. Co skutkowało tym, że na mojej imprezie urodzinowej ani ja, ani on nie wiedzieliśmy, jak się zachować, po czym on zmył się o 21, "żeby coś załatwić". W tym momencie moja wyobraźnia poszybowała w kierunku ohydnych wizji i postanowiłam, że nazajutrz oleję znajomych i nasze alkoświęta na rzecz świętego spokoju. Niestety w związku z tym, że Strzelec ma urodziny dzień po mnie, nasi przyjaciele wpadli na pomysł, że zrobią nam niespodziankę i na alkoświętach wręczą nam tort. Ubolewając nad moją nieobecnością, postanowili nagrać dla mnie całe widowisko. No i sobie obejrzałam, jak zapalili świeczki na torcie, który był JEDEN i na jednej połowie była świeczka dla mnie, a na drugiej dla niego... Chyba raz w życiu miałam tort ze świeczkami na urodziny. A teraz miał być drugi, tylko coś poszło nie tak :D Dramat, kurwa, na całego, panie tego :D
W tym momencie zwątpiłam w słuszność strategii i zaczęłam przychylać się do opinii Lessy i JeyZ, którzy jako osoby niezbyt uwikłane w moje wspólne ze Strzelcem środowisko usilnie przekonywali, że powinnam porozmawiać przynajmniej z Bosską, która wraz ze mną i nim tworzyła taką świętą i nierozerwalną do tej pory trójcę. Bałam się tej rozmowy panicznie, przede wszystkim bałam się, jak zareaguje i czy jej nie stracę. Okazja do długiej nocnej rozmowy nawinęła się sama, ponieważ następnego dnia miałyśmy razem jechać na imprezę integracyjną jej firmy. Byłam jej osobą towarzyszącą, wszystko opłacone, więc jechałam na kompletnym wyjebaniu, planując znaleźć spokój i harmonię.
Hahahahah...! :D
Po pierwsze pracownik, który miał nas tam zawieźć, nie pojechał, niby z przyczyn zdrowotnych, o czym dowiedziałyśmy się... niecałą godzinę przed wyjazdem. Więc w pełnym galopie z wywieszonym jęzorem pakowałyśmy się, żeby dojechać na miejsce zbiórki, skąd każda innym autem miała się dostać w miejsce docelowe, czyli do wielkiego ośrodka koło Karpacza. Po drugie obaj kierowcy, czyli zarówno Szef, jak i jego prawa ręka, zwany dalej Psychicznym, jechali jak pojebani, na licznych zakrętach 200km/h, wyprzedzając na czwartego. W związku z czym zdążyłam się pożegnać ze wszystkimi, wybrać playlistę na swój pogrzeb i takie tam miłe sprawy.
Żeby mi było jeszcze przyjemniej, obiad zjedliśmy w karczmie, która nazywała się "U Strzelca" i niemal każde danie miało jego imię. To było prześladowanie po prostu...
Gdy jakimś cudem dojechaliśmy, byłam już równiutko pijana, jako że nie miałam ochoty umierać na trzeźwo. Z tych wszystkich nerwów opłaconą kolację ledwo podziubałam, ostatecznie wytrzeźwiałam niestety i zaczęłam się w cichości wkurwiać podejściem Szefa i Psychicznego, którzy ewidentnie urządzili sobie z Wigilii przepytywanie pracowników, by na końcu zainteresować się również moją milczącą osobą. Tak im zapyskowałam, że oniemieli, po czym w nagłym a niezrozumiałym zachwycie zaczęli mi proponować... pracę :D Przy czym robili to w obecności żony Szefa oraz panny Psychicznego, która również tam pracuje - co potem okazało się znaczące.
Wieczór się skończył, nie odważyłam się na rozmowę z Bosską, sprawa stanęła w martwym punkcie.
CDN...
Wiesz co... Nie chcę teraz zgrywać wróżbity Macieja, ale przyszło mi do głowy coś w ten deseń, kiedy zobaczyłam jedno konkretne zdjęcie. Waszego "przyjacielskiego" buziaczka na którymś wyjeździe czy inszej imprezie. Babeczki to jednak łatwiej wpadają w tę pułapkę "przyjaźni damsko-męskiej". Sama to raz zaliczyłam i do dziś pamiętam jak osmaliłam sobie skrzydełka ;)
OdpowiedzUsuń(chyba, że mylę Strzelce/ów. Jeśli tak, to wybacz wtopę)
A może i pomyliłam. Imiona na tę samą literkę, ale chodziło mi o tego, co go tak dużo na fotkach np. z 2015 roku.
UsuńA nie nie, to jest JeyZ ;) z nim akurat nie ma tego problemu ;) ale to fakt. My kobiety jednak powinnyśmy bardziej uwazać. Tylko czy to się da...
OdpowiedzUsuńHej!
OdpowiedzUsuń1. Ostatnio nie mogłem dodać komentarza...
2. Czy blog zniknie pojutrze?
Ja nigdy z tym nie miałam problemu, więc nie wiem, co mogło być przyczyną. Ten blog przecież nie znika! A stary jest już przeniesiony w inne miejsce i bezpieczny :) Tu ukłony dla Przemka :)
UsuńHej!
UsuńFaktycznie! Pomyliłem się, bo ciągle zaglądam do Ciebie przez stary blog ;) Sentymentalny jestem ;)
Z tymi komentarzami to była chwilowa usterka.
U mnie zawodowy problem poważny :/ Trzymaj kciuki bym z tego wybrnął...
:*
P.S. Nie wiem, co napisać na powyższy wpis. Przytulam!
Haha, albo niereformowalny ;) jak wejdę na kompa, to podmienię link.
UsuńNa to nic nie musisz pisać, bo wiadomo. Ale już jest lepiej trochę ;)
Bardzo mnie zmartwiłeś teraz, napisałam do Ciebie mail, a tu tylko wysyłam dużo dobrej energii... trzymam!
Będzie lepiej. Już jest lepiej a to dopiero początek :D
OdpowiedzUsuńNo jakoś tak cholera nie do końca ;)
UsuńWtedy był moment :P
Usuń