18 grudnia 2016

Party, party

Gdy obudziłam się w piątek o 5 rano, odkryłam, że przez sen potarłam oko i spuchło jak bania. Bez wielkiego żalu wzięłam zatem urlop, po czym ustaliłam, że dobrze się składa, bo nadal nie jestem trzeźwa, więc jest to znak z niebios. A następnie dopadł mnie smutek w związku z tym, że chyba pierwszy raz nie opublikowałam wpisu w swoje urodziny. 

Jakież było moje zdumienie, gdy weszłam na blog i ujrzałam ową arcyciekawą notkę :D Nie mam pojęcia, o co mi chodziło z tymi kaktusami, poza tym, że rosną w moim pokoju. Najwidoczniej były wyznacznikiem stopnia alkoholizacji :D 

Impreza urodzinowa skrzyknęła się dość spontanicznie, w kilka łbów wyszliśmy na miasto, gdzie na Placu Wolności postawiłam wszystkim grzańce prosto od prawdziwego Niemca, u którego potem nawet zamówiłam po niemiecku, z czego wyraźnie się ucieszył :) 
I tak, co by podtrzymać tradycję, kilka godzin spędziliśmy na dworze, nie czując mrozu, na jarmarku, tym razem w moim ukochanym Poznaniu. Nie jest to może jarmark na miarę Drezna, ale wino smakuje równie wybornie, zwłaszcza w tak radosnym towarzystwie! Śmiechu było co niemiara, a gdy już kopnęło nas nieco, przemieściliśmy się na Stary Rynek i dołączyliśmy do grupy panów w wieku rozmaitym, którzy dopiero co zakupili grzańce i wspaniałomyślnie jeden nam oddali. Okazał się ów gwoździem do trumny, chociaż zaznajamianie się szło dzięki temu znakomicie - tak bardzo, że nawet nie pamiętam, kiedy się rozeszliśmy ;D 

Resztę... cóż, znam tylko z Facebooka :D Z prawdziwym zdumieniem zobaczyłam, że fotografowałyśmy się z dziewczynami pod choinką (do której mentalnie nawet nie dotarłam), że wróciłam nawet dość wcześnie, czyli koło 23, i pewnie dlatego zdążyłam napisać notkę oraz odpowiedzieć na wszystkie życzenia na fejsie oraz nawet wyznać wszystkim zbiorowo miłość :D I - co zdumiewa mnie najbardziej - wszystkie te wypowiedzi miały sens i były pozbawione jakichś spektakularnych blubrów czy literówek! Nie ma co, nawet po pijaku jestem ósmym cudem świata :D

(Grunt to odpowiednia interpretacja :D)

Muzycznie - niezapomniana ukochana Audrey i Henry Mancini "Moon River" z niezapomnianego ukochanego filmu "Śniadanie u Tifanny'ego" - TU.

8 komentarzy:

  1. Piękny wieczór, tylko po kiego chu... budziłaś się o 5 rano? :P

    OdpowiedzUsuń
  2. Zastanawia mnie nieco, czym lub z jaką siłą potarłaś to swoje oko, że aż spuchło? ;) Zaiste, chyba byłoby trochę strach z Tobą spać :D Do tego ta spontaniczna pobudka o 5, sowa się zeskowroniła? ;)Notka faktycznie była enigmatyczna, dobrze, że nie po niemiecku ;)

    :***

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że zatarłam jakąś zaschniętą ropkę i stąd takie uszkodzenie mechaniczne. Po alkoholu niestety fizjologia ma swoje własne niezależne fanaberie ;) Ale dlaczego strach, przecież to było moje oko ;)
      Pisać po niemiecku notki, a fe! ;)

      :***

      Usuń
    2. A jaka jest gwarancja, że mając taką możliwość nie zabrałabyś się za czyjeś oko? ;)

      :*****

      Usuń
    3. Możliwość nie jest jednoznaczna z chęcią ;)

      Usuń
  3. wszystkiego najlepszego;) zdrówka miłosci podrózy! cmok!

    OdpowiedzUsuń