31 grudnia 2016

Czary mary

W pracy piliśmy dziś szampana Perignon Vintage 2006, butelka za plus minus 800 zł. Mocne ścierwo :D Nie ma co, ocieram się o wielki świat :D

Rok temu wspomniałam, że mam pomysł na motyw przewodni 2016. 
Uwaga, odkrywam karty - hasło brzmiało: ZMIANY.
Cóż. Spełniło się co do jednego. Zmian przyszło tyle, że na sam dźwięk słowa robi mi się niedobrze, a ich jakość okazała się podobna do rządowych :D

To był szalenie trudny rok. Ja pierdolę, jaki on był ciężki. Oczywiście za sprawą moich kochanych LUDZI dało się go znieść i zdarzały się naprawdę szczęśliwe momenty. Ale NO KURWA NAWET WAKACJE BYŁY TRUDNE :D Wiem, że mam z deklem, ale na wszelki wypadek nawet kupno telefonu przełożyłam na styczeń :D

Na przyszły rok postaram się lepiej sformułować życzenie. Właściwie to już jest wybrane i czeka. 
Wam życzę podobnie. Już niedługo dowiemy się, czy tym razem wyszło. Wszak kolejne 365 dni z pewnością minie jak pijana noc sylwestrowa ;)

***
No przecież wiadomo, że wyjdzie! W końcu jestem nie tylko Miss World, Babcią, ale też Czerwoną Wiedźmą :)

Do zobaczenia w 2017!

Nuta przewodnia - w hołdzie nieodżałowanemu Georgowi Michaelowi, jednej z wielu ofiar tego cholernego roku: FREEDOM - TU.

24 grudnia 2016

Dziesiąte, nie ostatnie

Podczas ubierania choinki naszła mnie taka nagła myśl - to nie do wiary, że minął już rok! Mam wrażenie, że dopiero co ją ubierałam. I choć dobrze, że w życiu są rytuały, tradycje, te wszystkie powtarzalne rzeczy, które sprawiają, że ciągle czeka się na coś miłego i przyjemnego - to jednak chciałoby się trochę przyhamować czas. Żeby nie popierdalał jak ekspres w Tokio, tylko pełzał jak nasze PKP. 

Zwłaszcza że tak bardzo kocham ten moment w roku! Katuję domowników świątecznymi piosenkami w wykonaniu Michaela Buble, Deana Martina, Franka Sinatry, i oczywiście moim własnym :D Szaleję ze stroikami, fruwającymi wszędzie gałązkami daglezji, brokat z bombek mam już chyba nawet w gaciach, wyżeram cichaczem kapustę na przemian z piernikiem, w zachwyt wprawia mnie nawet maszynka szatkująca warzywa do ryby po grecku :D A o 21 oczywiście - odcięcie zasilania ;) Jak tak dalej pójdzie, Sylwestra zacznę około godziny 23, gdy już się trochę wyśpię ;) 

Kochani, życzę Wam, by te święta były pachnące i pyszne, i tylko zaostrzały apetyt - zwłaszcza na życie. I jeszcze jak Miss Świata życzę Wam pokoju na świecie - rzecz na czasie, patrząc na to wszystko, co się wokół wydarza. 

No i tak dawno nic nie pisałam o seksie, kiedyś to było nie do pomyślenia. Zatem babcia Czerwona życzy Wam również dużo bzykania pod choinką i nie tylko :D 


18 grudnia 2016

Party, party

Gdy obudziłam się w piątek o 5 rano, odkryłam, że przez sen potarłam oko i spuchło jak bania. Bez wielkiego żalu wzięłam zatem urlop, po czym ustaliłam, że dobrze się składa, bo nadal nie jestem trzeźwa, więc jest to znak z niebios. A następnie dopadł mnie smutek w związku z tym, że chyba pierwszy raz nie opublikowałam wpisu w swoje urodziny. 

Jakież było moje zdumienie, gdy weszłam na blog i ujrzałam ową arcyciekawą notkę :D Nie mam pojęcia, o co mi chodziło z tymi kaktusami, poza tym, że rosną w moim pokoju. Najwidoczniej były wyznacznikiem stopnia alkoholizacji :D 

Impreza urodzinowa skrzyknęła się dość spontanicznie, w kilka łbów wyszliśmy na miasto, gdzie na Placu Wolności postawiłam wszystkim grzańce prosto od prawdziwego Niemca, u którego potem nawet zamówiłam po niemiecku, z czego wyraźnie się ucieszył :) 
I tak, co by podtrzymać tradycję, kilka godzin spędziliśmy na dworze, nie czując mrozu, na jarmarku, tym razem w moim ukochanym Poznaniu. Nie jest to może jarmark na miarę Drezna, ale wino smakuje równie wybornie, zwłaszcza w tak radosnym towarzystwie! Śmiechu było co niemiara, a gdy już kopnęło nas nieco, przemieściliśmy się na Stary Rynek i dołączyliśmy do grupy panów w wieku rozmaitym, którzy dopiero co zakupili grzańce i wspaniałomyślnie jeden nam oddali. Okazał się ów gwoździem do trumny, chociaż zaznajamianie się szło dzięki temu znakomicie - tak bardzo, że nawet nie pamiętam, kiedy się rozeszliśmy ;D 

Resztę... cóż, znam tylko z Facebooka :D Z prawdziwym zdumieniem zobaczyłam, że fotografowałyśmy się z dziewczynami pod choinką (do której mentalnie nawet nie dotarłam), że wróciłam nawet dość wcześnie, czyli koło 23, i pewnie dlatego zdążyłam napisać notkę oraz odpowiedzieć na wszystkie życzenia na fejsie oraz nawet wyznać wszystkim zbiorowo miłość :D I - co zdumiewa mnie najbardziej - wszystkie te wypowiedzi miały sens i były pozbawione jakichś spektakularnych blubrów czy literówek! Nie ma co, nawet po pijaku jestem ósmym cudem świata :D

(Grunt to odpowiednia interpretacja :D)

Muzycznie - niezapomniana ukochana Audrey i Henry Mancini "Moon River" z niezapomnianego ukochanego filmu "Śniadanie u Tifanny'ego" - TU.

15 grudnia 2016

BUŹKI

Narąbana jestem, ze kaktus mi sie jawi jko dwa. Ale co tam, nie codziennie ma się 32 urodziny ;D caŁUSY!

4 grudnia 2016

Ego

Mam jakieś dziwne szczęście do facetów, którzy są w związku, ale pragną akurat mnie. Nie wiem, z czego wynika ten mechanizm. Może to moja wina, bo w towarzystwie zajętego faceta czuję się swobodniej, wychodząc z założenia, że nie trzeba się starać? Tylko że ja nawet z nimi nie flirtuję. Słowo. (Chyba ;)) Szczerze brzydzę się zdradą - a już kolejny raz robię za tą złą, przez którą do tej zdrady dojść potencjalnie może. Oczywiście NIE MOŻE, ponieważ JA do niej nie dopuszczam. Lecz gdyby mi coś odbiło, to facet nie miałby oporów. Gdy sobie pomyślę, że mogłabym być tą zdradzaną kobietą, to mam dreszcze. Dlaczego ludzie są tacy słabi? Tkwią w jakichś chorych relacjach, zamiast albo je zakończyć, albo powalczyć, żeby było dobrze. Nie rozumiem. Jeszcze gdyby to były związki połączone dziećmi, kredytem itd. Albo toksyczne układy z dręczeniem psychicznym i fizycznym, które wbrew pozorom są niestety bardzo trwałe. Ale to jest najczęściej tylko "chodzenie". 

Facet się napił i wylazło z niego wszystko, co odkładało się latami. Że jest samotny, że ma problemy rodzinne, z kasą, a potem że ze swoją dziewczyną nie ma o czym rozmawiać (a są razem TRZY LATA! Cholera, a myślałam, że Zagadkowy miał długi przewód myślowy, gdy zrozumiał po roku, że mnie nigdy nie kochał. Jak widać zawsze może być gorzej :D), że zawsze zazdrościł mnie mojemu eks, przez którego się znamy, w ogóle się kleił... Ja pierdolę. Przysięgam, że miałam paraliż. Mnie takie sytuacje autentycznie blokują, to rodzaj blokady, w której całe moje ciało chce uciekać, ale nie może, więc zapadam na jakąś nieznaną odmianę klaustrofobii. Jak ja się strasznie czułam na tym spotkaniu! Najgorsze, że lubię z nim rozmawiać, znamy się długo i naprawdę nie wiem, co z tym zrobić. On faktycznie zawsze rzucał ku mnie jakieś subtelne aluzje i jakoś zawsze mi się wydawało, że tak z tą dziewczyną jest bo jest, ale uznałam, że to nie moja sprawa. Widywaliśmy się bez niej, bo jest z innego miasta, chociaż setki razy mówiłam, że chciałabym ją poznać. A ona jest ponoć o mnie wściekle zazdrosna, chociaż ja przecież nic nie zrobiłam. Tzn. zrobiłam, istnieję w jego życiu. No i tak kurwa widzicie, dosięgła mnie jakaś brazylijska telenowela.

Żeby było zabawniej, aktualnie podrywa mnie jeszcze kolega, który mieszka w UK i którego znam za sporawą JeyZ wyłącznie z Facebooka :D Oto romanse naszych czasów! 

Jestem ciekawa, co będzie dalej. Takie historie lubią się nawarstwiać stadami, zwłaszcza gdy człowiek zupełnie nie ma do nich głowy. 
Chociaż (i tu wyjdzie ze mnie samolubna zołza) są to jednak historie zdecydowanie służące mojemu ego ;D

Aczkolwiek nie ma nic lepszego niż poczucie zadowolenia z własnej wiedzy. Co jakiś czas chodzimy całą ekipą na Pub Quiz. Polega to na tym, że zbierają się grupy (liczba uczestników dowolna), każdy uczestnik wpłaca ze dwa zł, po czym prowadzący w kilku rundach zadaje pytania z różnych kategorii, niektóre też multimedialne, trudne w pytę, i oczywiście drużyna z największą ilością punktów wygrywa nagrodę, którą ufundowała wcześniejsza składka od każdego uczestnika. Fantastyczna zabawa, chociaż niektórzy traktują to już jako zarobek, zbierają się ekipy, w której każdy jest specem od jednej branży i tak wygrywają. Ale my to traktujemy jako spotkanie towarzyskie, tym ciekawsze, że jest to również okazja do wytężenia (przy wtórze śmiechu) szarych komórek. I muszę się pochwalić, że podczas ostatniego miałam dość dużo do powiedzenia :D W muzyce wiedziałam prawie wszystko, a była to wbrew pozorom ciężka konkurencja - pokazywali teledyski przeróbek piosenek i trzeba było odgadnąć pierwotnego wykonawcę. Niektóre przeróbki były wręcz kosmiczne! Najbardziej dumna jednak jestem z ratowania ekipy w kategorii Malarstwo. Zawsze czułam się w niej totalnym laikiem, zwłaszcza przy moim tacie i siostrze, ale okazało się, że nie jest tak źle, gdy prócz Van Gogha czy Tycjana odgadłam jeszcze Bruegla i Boscha, o których moi towarzysze nie mieli pojęcia :D Zresztą muszę przyznać, że im jestem starsza, tym bardziej pociąga mnie malarstwo. Jaka szkoda, że sama nawet czajnika nie potrafię dobrze namalować ;)