4 października 2013

Maratoński sprint

Godzina 15, Ławica. Troje Strzelców i Bliźniak, czyli w-i-a-r-a (vel Lessy), JayZ, Czerwona i Han rozpoczęli podróż od informacji, że samolot jest opóźniony 1,5h. Normalka. Usiedli spokojnie na kanapach, żeby nie odprawiać się zanadto wcześnie i nie odcinać sobie możliwości powrotu. Niestety obsłudze lotniska tak się spieszyło do obmacywania, że publicznie wezwali całą grupę i tym samym skazali ją na głód i pragnienie, bowiem kawa w strefie bezcłowej kosztowała calutkie 15 zł. Z nudów Lessy i ja poszłyśmy na zwiady po sklepach, zdecydowałyśmy, że nie stać nas na scrabble za 170 zł, i kupiłyśmy to, co najtańsze, czyli chińczyka podróżnego - po czym wszyscy rozsiedliśmy się na podłodze między ludźmi i z zapałem godnym przedszkolaków rzuciliśmy kości. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz w to grałam, reguły również były mi obce, w związku z czym zadziałała zapewne zasada "głupi ma szczęście", czyli regularnie zbijałam wszystkich, co wyraźnie scaliło grupę przeciwko mnie, i od tamtej pory nawet gdy przegrywałam, to i tak wmawiano mi, że wygrałam ;) 

Lot był znośny, chociaż jedno ucho tak mi się zatkało, że miałam wrażenie, iż zaraz mi błona pęknie - na szczęście w krytycznym momencie wylądowaliśmy. Na lotnisku powitało nas ciepłe, wilgotne, tak różne od polskiego powietrze, cudowne palmy i kierowca autobusu, który zapracował sobie na nasz szacunek lawirowaniem w nieprawdopodobnie wąskich uliczkach oraz początkowo również donośnym anonsowaniem każdego hotelu, do którego uwoził podróżnych. Niestety nasz hotel był dokładnie ostatnim na trasie, przez co 25 km pokonywaliśmy dwie godziny, a kierowca wyraźnie osłabł w gościnności i z każdym kolejnym postojem coraz bardziej oszczędzał głos, aż ostatecznie przy naszym przystanku wysiadł z pojazdu, nawet na nas nie spojrzawszy, o obwieszczaniu czegokolwiek nie wspominając. My jednak gratulowaliśmy sobie szczerze tego hotelu, ponieważ na przykład jeden z wcześniejszych znajdował się na takim wzgórzu, że chociaż panorama rozciągała się wspaniała, to nawet starsza pani, która miała tam zamieszkać, z żałością uznała ów fakt za "nieszczęście" ;)

O 1 w nocy, na głodzie i z bolącym uchem odkryłam, że z kranu leci zimna woda, w pokoju lata komar, a ja spośród wszystkich możliwych rzeczy w mojej 16-kilogramowej walizce zapomniałam akurat kremu do twarzy. Położyłam się więc wkurzona jak rzadko i z przeczuciem klęski zdrowotno-urodowej. Jak to jednak mówią - po nocy zawsze przychodzi poranek. I przyszedł. Wraz ze słońcem, gorącem i takim oto widokiem:



I już nie potrzebowałam niczego więcej. Byliśmy na Rodos!!!!!!!!!!!! :)

17 komentarzy:

  1. Hej, hej! Znowu nr 1 ;-) Ale trafiłaś z tym Rodos - nie dalej jak wczoraj słyszałem w sklepie tłumaczenie co może oznaczać wypoczynek pod tą "nazwą". Otóż RODOS to również Rodzinne Ogródki Działkowe Ogrodzone Siatką :-D Ale widzę, że u Ciebie było to prawdziwe Rodos! Gratuluję! I te kolory na zdjęciu, przesoczyste!

    :-*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Heheh, tak, słyszałam to już przed wyjazdem ;) Ale trafiłam przede wszystkim z pogodą - bo aktualnie podobno jest tam już tylko 20 stopni! A my mieliśmy 30 :)

      Usuń
  2. nie kłam! cały czas wygrywałaś! ja ani razu :( ale waleczna byłam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nieprawda! Po prostu ani razu nie przegrałam tak ostatecznie ;P

      Usuń
  3. Aż mi z zazdrości gorączka skoczyła! No nie, i do tego jeszcze opowiedziała kawałek i zostawiła. Choć zdjęciami mnie/nas pociesz! :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Obawiam się, że zdjęcia jeszcze pogorszą sprawę ;) Ale będą na pewno, razem z kolejnym wpisem. Na tę chwilę mogę dodać, że wyjazd był cudowny, na tyle cudowny, że ogromnie ciężko się wracało do rzeczywistości... No ale tak to już z urlopami jest właśnie ;)

      Usuń
  4. Normalnie zazdroszczę Ci tych wyjazdów ;) Kochana

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja po czasie też sobie zazdroszczę ;) Chętnie bym tam od razu wróciła...

      Usuń
    2. Ja bym na przykład pojechała do Hiszpanii ;) O taaaak ;p

      Usuń
    3. Tam też, zresztą wszędzie, gdzie jest ciepło ;) Chociaż w pierwszej kolejności do Włoch...

      Usuń
  5. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pomyliłam literówkę w poprzednim poście dlatego go skasowałam :) Ja chcę tam być z Tobą :)

      Usuń
    2. A ja chcę tam wrócić! :)

      Usuń
  6. wow!!! ależ ty masz życie;) buziak!

    OdpowiedzUsuń
  7. Ale fajnie! :))
    A w Chińczyka najlepiej gra się jak się jest doroslym :)

    OdpowiedzUsuń