Po śniadaniu, na które - jak potem każdego dnia - składało się jajko sadzone, tosty, pomidory i inne dodatki oraz najlepsze na świecie pomarańcze, postanowiliśmy wynająć samochód. Bardzo miła pani zaoferowała nam Hyundaia i10 o wdzięcznej rejestracji POT, za który pierwotnie zapłacić chciał JayZ, ale niestety nie pamiętał PINu ;) Pospieszyłam zatem na ratunek, szastając z dumą gotówką, którą chwilę później pani zakwestionowała, twierdząc, że... to nie ta waluta. Zmartwiałam, w myślach mając tylko jedno gigantyczne pytanie pt. "Na co ja do cholery w takim razie wymieniłam te złotówki?!", ale na szczęście szybko uświadomiono mi, że dałam po prostu... korony czeskie :D, które mi zostały po wyjeździe do Pragi, a które zagarnęłam w pośpiechu razem z euro z domowego schowka. Moja loża szyderców nabijała się potem z tego w każdym sklepie, namawiając mnie, żebym znów spróbowała zapłacić koronami, bo może się nie skapną, a ja sobie zarobię, jak to Polak na wakacjach ;P
Pojechaliśmy na rekonesans i zgubiliśmy
się niemal natychmiast - jeśli ktoś uważa, że drogi w Polsce są kiepsko
oznakowane, proponuję wybrać się do Grecji. Gdybym przed wyjazdem nie
zaopatrzyła nas w przewodnik z mapką, to chyba byśmy tam zostali na
zawsze i jeździli w kółko ;) W tym dniu jednak mapka została w hotelu, a
my przed podjęciem trudnej i wymagającej skupienia decyzji, czy
jedziemy w prawo, czy w lewo, postanowiliśmy uzupełnić w pobliskim
markecie wodę. Market ten przeszedł nasze najśmielsze oczekiwania, bo
chociaż wiedzieliśmy, że Grecja jest specyficzna, to nie spodziewaliśmy
się, że połowa półek będzie świecić pustkami, a asortyment będzie
pizgnięty byle jak na podłodze :) Niemniej gdy zastanawialiśmy się, czy
oni przypadkiem nie mają wszystkiego tak samo odwrotnie, jak w przypadku
prostego słowa "tak", które u nich brzmi "ne", czyli czy kolor butelki
wody niegazowanej i gazowanej jest taki sam jak u nas (bo ichnich bukw
ni cholery nie mogliśmy odczytać), podbiegł do nas sprzedawca i sam z
siebie odkrył przed nami tę tajemnicę. Ów nieoczekiwany wybuch
zainteresowania sprawił, że zostaliśmy stałymi klientami tegoż sklepu,
zwłaszcza że zaopatrzony był, oprócz wody, w piwo i nawet słone paluszki, które
ja, jako czołowy paluszkożerca, musiałam mieć przy sobie o każdej porze
dnia i nocy; poza tym był po drodze na naszą plażę. Właściwie to nie
była nasza plaża, ponieważ leżała kilkanaście minut samochodem od
naszego hotelu - ale została nią z powodu wyjątkowej urody i cudownego
piasku, który jest na wybrzeżu Rodos rzadkością.
Tsambika by JayZ |
Tsambika by JayZ |
Pierwszy wieczór postanowiliśmy spędzić lokalnie, w hotelu. Szalona ochota na maksymalne wykorzystanie all inclusive przeszła nam wraz z pierwszym drinkiem, podanym w plastikowej szklance, w dodatku prawdopodobnie mytej od roku tą samą szmatą. Nie żebyśmy wydziwiali, ale to naprawdę nie smakowało. Obkupiliśmy się więc w sklepie, poszliśmy na osobisty balkon i o wódeczce łupaliśmy radośnie w makao przy wtórze piosenek z... polskiej telewizji. Nie ma to jak obejrzeć sobie np. Teleexpress na Rodos :D Najwyraźniej Polacy stanowią tam sporą grupę turystyczną - w niektórych miejscach dostawaliśmy nawet menu po polsku, po polsku też się witaliśmy, składaliśmy zamówienia, a raz w ogóle obsługiwała nas Polka :) Nawiasem mówiąc knajpki są urocze, zupełnie nieradzące sobie z parzeniem dobrej kawy (nad czym nieodmiennie pastwił się JayZ - pewnie dlatego, że jako kierowca był jedynym trzeźwym; nam było wszystko jedno, jakie piwo wypijemy ;)), ale zawsze z uśmiechniętą i zapraszającą od progu obsługą.
Powoli ustalał się porządek dnia, tzn. najpierw o 9:30, czyli najpóźniej jak się dało, schodziliśmy na śniadanko, potem kupowaliśmy piwo lub cydr i pakowaliśmy się na plażę, stamtąd wracaliśmy na obiad o 13:30, czyli również najpóźniej jak się dało, wkurzaliśmy JayZ darmowym chlaniem, po czym wybieraliśmy się na wycieczkę za miasto. Rodos nie jest ogromną wyspą, za to niesamowicie górzystą, z drogą o milionie zakrętów, i to takich o 180 stopni. A gdy doda się do tego narcyzm i potrzebę bycia na każdym zdjęciu w każdej pozie każdego z osobników grupy, to objechanie w jedno popołudnie całego wybrzeża staje się zadaniem niewykonalnym. Zwłaszcza że widoki urzekają totalnie - nie ma nic piękniejszego niż całkiem spore góry wyrastające znad morza o krystalicznie czystej, olśniewającej różnymi odcieniami błękitu wodzie.
Powoli ustalał się porządek dnia, tzn. najpierw o 9:30, czyli najpóźniej jak się dało, schodziliśmy na śniadanko, potem kupowaliśmy piwo lub cydr i pakowaliśmy się na plażę, stamtąd wracaliśmy na obiad o 13:30, czyli również najpóźniej jak się dało, wkurzaliśmy JayZ darmowym chlaniem, po czym wybieraliśmy się na wycieczkę za miasto. Rodos nie jest ogromną wyspą, za to niesamowicie górzystą, z drogą o milionie zakrętów, i to takich o 180 stopni. A gdy doda się do tego narcyzm i potrzebę bycia na każdym zdjęciu w każdej pozie każdego z osobników grupy, to objechanie w jedno popołudnie całego wybrzeża staje się zadaniem niewykonalnym. Zwłaszcza że widoki urzekają totalnie - nie ma nic piękniejszego niż całkiem spore góry wyrastające znad morza o krystalicznie czystej, olśniewającej różnymi odcieniami błękitu wodzie.
ale Ci zazdroszczę, tak pieknie tam jest :D dobrze, że już wróciłaś... przywiozłaś mi coś?;>
OdpowiedzUsuńTak, opaleniznę ;P A Ty co mi dasz na powitanie? :D
Usuńperfidnie wytrawne wino :)
Usuńdopiero teraz zauwazyłam, że mamy kwiatowe avatary :) pasujemy do siebie
UsuńNie tylko tym, mam wrażenie ;) A wino przyjmę z rozkoszą, zwłaszcza w Twoim towarzystwie :)
UsuńTeż się cieszę, że wróciłaś. Przywiozłaś nam piękne zdjęcia ;))
OdpowiedzUsuńDzięki :) Ja wprawdzie już trochę mniej się z tego cieszę, ale rozumiem Waszą radość ;P Zdjęcia nawet w połowie nie oddają prawdziwego piękna...
UsuńPewnie i tak, ale widać chociaż w jakimś stopniu pokazuje jego uroki. Masz tyle czasu wolnego, że możesz pozwolić sobie na ciągłe wycieczki? Wiesz, tak się tylko zastanawiam..
UsuńW ciągu roku jest 26 dni urlopu :) Zresztą moje wycieczki są raczej weekendowe, ta też nie była długa, ledwo tydzień.
UsuńOkej, rozumiem :) Wydawało mi się jakbyś ciągle gdzieś jeździła heh
UsuńZdjęcia piekne, ale kraj mi nie odpowiada ... ;)))
OdpowiedzUsuńAha, jasne ;) A tak serio... kraj jak kraj. Specyficzny, w końcu to Grecja, ale za to jak się można wyluzoooować :D
UsuńA mnie się marzy Grecja od lat... :) Cudnie cudnie cudnie! :)
OdpowiedzUsuńTo leć! Nie za drogo, a przepięknie, i człowiek naprawdę tam umie się lenić, nawet jeśli nie leży to w jego naturze ;)
Usuńwow.., nie dodam nic więcej, bo cóż moge na tyle atrakcji;) buziak
OdpowiedzUsuńJeszcze chwilę Was podenerwuję, musicie wybaczyć, bo ja chcę móc potem wrócić do tych wspomnień, gdy mi się zatrą w pamięci ;)
Usuń