31 grudnia 2015

Mianownik

Jest we mnie jakieś pomieszanie biegunów. Jedna część wyrywa do ludzi, na imprezy, eleganckie wyjścia i robienie się na bóstwo albo przynajmniej posiadówy w knajpie ze smooth jazzem w tle, a druga chce zagrzebać się na całą zimę pod pierzyną, w piżamie i ciepłych skarpetach, z parującym kubkiem, książką i muzyką (tu akurat zgodność, bo też smooth jazz lub trip hop), i żeby się do mnie nikt nie odzywał. Ostatnio zdecydowanie wygrywa ta druga półkula, choć na szczęście w święta znalazłam w sobie nieco samozaparcia i na pogawędki, i na spacer, i na odwiedziny największej w Europie szopki u poznańskich franciszkanów - TU.  Pogoda zresztą sprzyjała, chociaż tak myliła, że aż nasz ksiądz życzył parafianom wszystkiego dobrego na Święta Wielkanocne, i nie było to zamierzone :) Zgłupiała roślinność, kwitną magnolie, w Alpach forsycje, ba, nawet grzyby zwariowały! tata w niedzielę znalazł... pierwszą w tym roku czubajkę kanię :D
A teraz znów psikus i z 13 stopni na plusie zrobi się w nocy 9 na minusie. Krótko mówiąc - piździ. Moja druga półkula triumfuje na całej linii, ale jutro będzie musiała schować się w kąt, ponieważ stworzę parę przekąsek i ruszę na podbój świata, czyli na domówkę na osiedlu obok. Na samą myśl o przebyciu w tej Syberii dziesięciu minut mam ochotę zamówić w necie barchanowe reformy. Z dostawą natychmiastową. Chciałam zimna, ale raczej ze śniegiem niż z wiatrem! Tak, tak, człowiekowi zawsze w dupę źle. Dosłownie ;P

Tymczasem jednak mogę sobie jeszcze pozwolić na odrobinę retrospekcji. Jaki był ten 2015? Dla mnie piętnastki są szczęśliwe z racji dnia urodzin, dlatego już na początku roku zakładałam, że to będzie dobry czas. Oczywiście był! Tylko bardzo zabiegany. Mnogość podróży mnie samą zadziwiła, w pewnym momencie miałam wrażenie, że one już po prostu żyją własnym życiem i ja jestem tylko elementem wykonawczym, natomiast sprawczy rodzi się w zupełnie obcym wymiarze. To było niesamowite, ale przyznaję, na koniec już mi się tak wszystko pomieszało, że w Dreźnie uparcie za wszystko dziękowałam po włosku :D Jak by nie patrzeć, używałam w tym roku (i co z tego, że w stopniu nawet nie podstawowym. Mózg pracował tak samo ciężko ;P) węgierskiego, niemieckiego, angielskiego i włoskiego właśnie. I jeszcze uczę się łacińskich nazw roślin :D
A i tak, gdzie bym nie krążyła i po jakiemu nie mówiła, niezmiennie najukochańszym pozostaje tylko jedno miasto.
 

Na 2016 mam już pomysł. O tym, jaki, wypowiem się... może za rok ;) Natomiast Wam już teraz chcę życzyć - po prostu pomyślności. I choć każdy pojmuje ją inaczej, wszystkie mają wspólny mianownik - szczęście.

Niech się spełni!
 

9 komentarzy:

  1. Niech się darzy :D

    OdpowiedzUsuń
  2. dorzucę jeszcze pokoju na świecie. wiem górnolotne naiwne dziecinne, ale konieczne. dużo zdrówka i miłości. cmok;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak Miss Polonia ;) Ale masz rację, w obliczu wydarzeń na świecie... niezmiernie ważne. Szkoda, że wiele osób tego nie rozumie...

      Usuń
  3. Ło jesu, jak tak zaczęłam czytać o tych kwiatach i grzybach z myślą o tym co się dzieje za oknem, kapkę się zdziwiłam. No ale potem doszłam do mrozów i wiatrów, już wiem, że tak samo pjenknie jest w całej Polsce. Boziu, jak ja nie lubię zimy! Nie znoszę zimna, mrozu, śniegu, marznięcia, czerwonego nosa i piekących uszu!

    Tego roku to Ci zazdroszczę, co zresztą wiesz. Tyle zjechać, tyle zobaczyć, tyle przeżyć... Niech następny rok będzie co najmniej równie fajny. Zresztą, co ja gadam - niech będzie jeszcze fajniejszy!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja lubię, ale jak mogę się tym pozachwycać ;) W biegu i o poranku przed pracą, niewyspana - nieeeee...

      Tego roku to nawet ja sobie będę chyba długo zazdrościć ;) A zresztą może nie, zobaczymy :) Będzie pewnie inny, ale wspaniały!

      Usuń
  4. Odwagi Ci życzę, tak po prostu... o tym pomyślałam a propos Ciebie, więc piszę ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A to ciekawe, dlaczego akurat o tym :) Ale przyda się :)

      Usuń