16 listopada 2015

Summa-rycznie

Blog zrobił się mocno podróżniczy, ale spokojnie, nie zamierzam bawić się nieustannie w eksploratora. Chociaż właściwie... gdyby spojrzeć na to z innej perspektywy, to tak naprawdę odkrywać świat można nawet codziennie, i to na swoim podwórku. Ostatnio np. w Teatrze Wielkim odkryłam... cudowną knajpę "Tośka Cantine" - TU. Stało się to przy okazji kolejnej edycji Restaurant Week, wcześniej nie miałam pojęcia, że w ogóle takie miejsce istnieje. Szkoda, bo jest niezwykłe. W środku klimat arcyprzytulny, nieco operowy w wystroju (fotele z wyyyysokimi oparciami, w iście królewskim stylu, pełno podpisów aktorów, których można tam spotkać podczas przerw w próbach, i to nawet w strojach ze spektaklu), jazzująca muzyka w idealnie wyważonym tle, obsługa świetnie przygotowana i swoich gości dopieszczająca, a menu wprost doskonałe.
Przystawka:
Krem z gruszki i pietruszki z prażonymi płatkami migdałów.
Danie główne:
Pierś z kaczki gotowana w wywarze z kwiatu nasturcji z sosem na bazie wiśniówki i czerwonego wina podana z różyczkami ziemniaczanymi i chipsami z buraka.
Deser:
Beza z serkiem mascarpone, sosem malinowo-porzeczkowym i karmelem.
Z góry przepraszam za haniebną jakość tego komórkowego zdjęcia - zaręczam, że jest odwrotnie proporcjonalna do jakości zawartości talerza!
Och, jakie pyszne! Gdyby to było w dobrym guście, wylizałabym dziurę w talerzu. Jak nie cierpię bezy, tak ta stała się ulubionym deserem. Ten mus...!

Poza Tośką podczas festiwalu odwiedziłam znów moją kochaną Papierówkę. Jak zwykle zaskoczyła nietuzinkowymi połączeniami smaków. Szczególnie zdumiała mnie galaretka z kapusty i truflowe puree, a chipsy z buraka najchętniej kupiłabym sobie na cały rok!
Przystawka:
Pasztet z gęsiny z galaretką z modrej kapusty, musem jabłkowym, marynowaną rediską, chipsem z pyry i buraka.  
Danie główne:
Polędwiczka wieprzowa i boczek confit, bambrzok, żółty kalafior, wężymord, marchewka, truflowe puree.
Deser:
Dyniowy creme brulee z konfiturą z pomarańczy i likieru Cointreau.

A propos bambrzoka - we wrześniu (tak, wiem, mam zapłon) poszłam na kolejną cykliczną imprezę - targi Smaki Regionów. Po spotkaniu z ubóstwianym Panem Miodkiem zajrzałam na ulubione stoiska. Miło było czuć się tam już trochę jak u siebie, rozpoznawać ludzi, którzy od lat z pasją tworzą najwyższej jakości lokalne potrawy, no i przede wszystkim - zakosztować tych produktów. Zakupiłam piwo olsztyńskie (na chyba najweselszym stoisku - zrozumiałe), ser koryciński oraz specjały Wielkopolski: genialny bambrzok z sosem kurkowym i śledzie w oleju rydzowym. 
Wychodziłam stamtąd jak zawsze uszczęśliwiona, ale też posmutniała na myśl o tym, jakie świństwa oferują markety. Jeszcze trochę takich refleksji i czytania o obrzydliwych składnikach, i chyba wyprowadzę się na wieś, kupię kozę, krowę, założę kurnik i będę uprawiać własne warzywa z własnych nasion. 
Właściwie to by nie było takie straszne :) Chociaż miasta by mi bardzo brakowało. Tyle atrakcji... Koncerty, puby, Noc Naukowców... Już postanowiłam, że wiosną znów idę na letni tor saneczkowy. Super sprawa! Podczas ostatnich zjazdów przestałam nawet hamować na zakrętach, a jechałam tak wyszczerzona z radochy, że aż mi dziąsła zmarzły :D Widok też świetny, na całe Jezioro Maltańskie i centrum miasta. 

Co jeszcze? W Halloween miałam prawdziwie okropniastą imprezę. Z dzieciakami :D Siostra i szwagier mieli wychodne, a my przygotowaliśmy się do postraszenia ich, gdy wrócą. Wydrążyłam i wyciosałam dynie, zrobiłam dwa kapelusze wiedźmy, które były białe, więc namalowaliśmy na nich straszne pająki, pajęczyny i nietopyrze, jak u Sapkowskiego :D Poza tym jeszcze wycięłam opaskę z przekrwioną gałką oczną i maskę na twarz, na której siostrzeniec zadeklarował namalowanie czaszki kościotrupa. Byłam szalenie ciekawa, jak to zrobi, bo ja osobiście z moim wybitnym talentem nie miałam pojęcia, jak się za to zabrać. Okazało się, że - gdyby ktoś nie wiedział - człowiek na czole ma kości piszczelowe, takie jak daje się psu do ogryzania :D
Siostrzenicę zawinęłam jadowicie żółtym prześcieradłem, ponieważ tylko takie znalazłam, Młody wygrzebał topór, który robił za kosę, i tak Młoda została Kostuchą :) On szkieletem, ja wiedźmą. Po czym nagotowaliśmy ohydnie okrutnego naparu z magicznej pokrzywy, jadu żmij, oka jaszczurki, czarnego kociego włosa, rogu jednorożca, smarków trolla i szczypty złego humoru, a później nastraszyliśmy rodzinę i kontynuowaliśmy imprezkę, pląsając w takt makareny, kaczki dziwaczki i hitów lat dziewięćdziesiątych :D
Jeszcze coś? Przeczytałam "Wyspę na prerii" Cejrowskiego i "Okrutny biegun" Centkiewiczów. Obie książki stanowczo polecam, zaś aktualnie zachwycam się wywiadem-rzeką, a właściwie rozmową-rzeką pomiędzy profesorami - Bralczykiem, Miodkiem i Markowskim - oraz spisującym całość Jerzym Sosnowskim. "Wszystko zależy od przyimka" od samego początku wciąga, zwłaszcza gdy jest się jak ja zakochanym w polskim języku i jego czarujących niuansach. Z przyjemnością na razie mogę stwierdzić, że w obliczu profesorskich analiz nie jest z moją znajomością polskiego, zwłaszcza pisanego, bardzo źle. Posługuję się nim często intuicyjnie, co wg panów bynajmniej nie jest błędem. Język pisany, choć rządzi się swoimi prawami, ma przecież nadrzędne zadanie - przelewanie na papier słowa mówionego w taki sposób, by jak najłatwiej można było zorientować się w odpowiedniej interpretacji i artykulacji. Mam nadzieję, że w miarę mi się to udaje ;)

Rozpisałam się skandalicznie, bo też i wydarzyło się sporo. Zatem na koniec pozostaje tylko jedna zagadka - jak myślicie, co robię w większość weekendów? :)

12 komentarzy:

  1. program kulinarno-podróżniczy;) uwielbiam takie. co robisz? stroiki świąteczne? duża buźka;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też! Szkoda, że gotować nie umiem, bo bym mogła być Okrasą w spódnicy ;)
      O kochana, żeby tylko :D

      Usuń
    2. nie okrasą, bo on na smalcu i staropolsku a ty lubisz wykwintnie, delikatnie i różnorodnie z tego co widzę.., żeby tylko??? wieńce i bombki...?

      Usuń
    3. Po staropolsku też lubię :D A Okrasa łamie przepisy ;) Ostatnio gotował, siedząc na jakiejś desce nad rzeczką, ach bosko :)
      Wykrakałaś, bombki też robiłam, dokładnie wczoraj :D

      Usuń
  2. Wiem, ale nie powiem :P
    Czekam aż u mnie będą jarmarki świąteczne, śledzie w oleju rydzowym brzmią smacznie :)
    Jest już targ rybny, ale jak dotąd nie miałem jeszcze po drodze ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na jarmarku latem jadłam jeszcze cudowne śledzie z kolendrą i pieprzem czerwonym. O matko, aż mam ślinotok :D Nic tylko mieć wór pieniędzy i smakować :) Zwłaszcza że ryby mogłabym jeść codziennie, tak uwielbiam...
      Jakie są u Was potrawy świąteczne? Coś typowo warszawskiego?

      Usuń
    2. A kiszone śledzie jadłaś? :D
      Nie wiem czy jakieś typowo warszawskie znam, z mazowieckich to chyba kluski z makiem są. Kiedyś robiliśmy na święta, ale za bardzo nikt nie jadł więc przestaliśmy :P

      Usuń
    3. Eee nie? :D Jest coś takiego?
      A pierogi robicie? My nie umiemy... może w tym roku spróbuję coś wydłubać, chociaż pewnie paćka wyjdzie :D

      Usuń
    4. Tak, to szwedzki przysmak o bardzo intensywnym "zapachu" :D
      Uszka z grzybami do barszczu kiedyś babcia robiła, ale ręce już nie te i teraz jest różnie, raz ktoś robi, raz kupujemy :)

      Usuń
    5. Brzmi bardzo apetycznie ;P
      Ja się kiedyś tego nauczę... KIEDYŚ ;)

      Usuń
  3. albo ozdoby świąteczne, albo bedziesz ze swoim stoiskiem na targu, albo zapisałas sie na jakis wypasiony kurs :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ostatnie najbliższe prawdy, chociaż to nie kurs :D

      Usuń