To było niesamowite lato. Gorące, chyba pierwszy raz w moim życiu całkowicie pozbawione komarów, za to pełne nieoczekiwanych zwrotów akcji - ledwo zdążyłam wyprać z ubrań włoski piasek, a już pędziłam na spotkanie z... polską przyrodą. Moja rodzina od lat ma małą żaglówkę, na max cztery osoby. Tak się złożyło, że rodzice i ja nigdy na niej nie byliśmy. W tym roku postanowiliśmy to zmienić, zarezerwowaliśmy pokój na przystani i ruszyliśmy na Pojezierze Drawskie, gdzie cumowała reszta Czerwonych.
Najpierw musieliśmy nauczyć się wchodzić na łódkę :D Niby proste, ale
dla człowieka nieobytego z wodą wczołgiwanie na machinę, która się buja,
wcale nie przedstawia się tak znowu znakomicie. Na szczęście każdy
prędko załapał swój własny styl wdrapywania bez mokrego lądowania (choć
muszę przyznać, iż był to styl ździebko rozpaczliwy). Gdy już
wgramoliliśmy się wszyscy i każdy obejrzał sobie kajutę, wróciliśmy na
pokład i... popłynęliśmy :D Najpierw na silniku, żeby było szybciej,
ponieważ pora była już późna; potem jednak gospodarze rozłożyli grot, a
nam kazali wybierać linę stawiającą fok. I zaczęło się prawdziwe
żeglowanie :)
Myli się ten, kto myśli, iż pływanie to
tylko relaks. Są, owszem, chwile spokoju, ciszy, odpoczynku dla ciała i
umysłu. Ale woda to żywioł i należy o tym pamiętać. Trzeba być świetnym
obserwatorem i reagować szybko na każdy podmuch wiatru, na każdą falę,
na każdy sąsiedni element pływający. Przechyły potrafią powstawać w
ułamku sekundy i bez doświadczenia oraz wiedzy, jak im zaradzić, można
naprawdę narazić ludzi na niebezpieczeństwo. Na szczęście nasz rodzinny
sternik ma za sobą wiele lat praktyki i potrafi komenderować załogą.
Tak! żegluga to nie popis jednego aktora. Tam wszyscy mają swoją rolę,
bynajmniej nie pt. "nie przeszkadzaj" ;) A to trzeba wybrać, a to
luzować linę, a to przenieść się w sekundzie na inną stronę, by spełnić
rolę balastu, uważając jednocześnie, by nie zdzielić się o bom...
Ogólnie każdy musi się "orientować" - ja raz za wolno zrobiłam unik i
nasz sternik przydzwonił mi czymś metalowym, nie wiem nawet, czym, gdyż z
miejsca mimo dnia zobaczyłam gwiazdy. To nie jest sport dla
flegmatyków!
Na
szczęście widoki nagradzają trud sowicie. My pływaliśmy po Jeziorze
Drawskim, drugim po Hańczy co do głębokości w Polsce, i bardzo
niedocenionym przez żeglarzy, co na wodzie jest oczywiście jego zaletą.
Im mniej jednostek pływających, tym lepiej dla tej pięknej sztuki.
Noc spędziłam na koi :) Miałam nocować w pokoju, ale coś mnie tam strasznie uczulało i pomimo leków nie mogłam nawet zębów umyć bez kichania. Nie muszę chyba mówić, że nie ubolewałam specjalnie nad takim obrotem sprawy? :D Wieczorne rodaków rozmowy, o winku, przy wtórze kołyszącego szumu fal, tak różna od miejskiej nocna cisza, chłód, a o poranku budzące promieniami słońce... Nie do opisania, nie do przecenienia.
Drugiego dnia pływaliśmy po licznych zatokach, kąpiąc się przy brzegu Bielawy, piątej co do wielkości wyspy jeziornej w Polsce. Podziwialiśmy z daleka kormorany, mordujące odchodami wszystkie drzewa na Wyspie Samotnej, mijaliśmy ciche łabędzie z młodymi, wpatrywaliśmy się w błękit nieba, szmaragd odbić porastających brzeg drzew, w liczne wodorosty w przejrzystej wodzie.
Na Bielawie |
Zaraz wjadą pierogi prosto spod pokładu |
Przecinający fale, smagani wiatrem, ogorzali. W głowie czysto i błękitno, jak w piosence Kings of Convenience "Boat behind" - TU.
Oto dowód, że naprawdę płynęliśmy :) |
Machaliśmy
do rybaków i pozdrawialiśmy innych żeglarzy - ponieważ pływanie to gra
zespołowa. Możesz być sam na całej wodzie, ale przychodzi taki moment,
gdy tylko inny człowiek może ci uratować życie.
Wracaliśmy zachwyceni tak odmienną stroną podróżowania. I chociaż nie jestem pewna, czy wytrzymałabym długo stan swego rodzaju zamknięcia - bo mimo wielkiej przestrzeni na łodzi jest się jednak skazanym na ciągłą obecność innych osób - to ten rodzaj wypoczynku ogromnie mi się podobał. Wciąż czekam, aż ktoś poskromi moje wodne lęki, a wtedy... nie, niekoniecznie zatłoczone Mazury. Choć wiem, że byłoby cudownie. Ale moja kochana Solina... BARDZO :)
Ślicznie! Ja też byłem w tym roku na chwilkę u rodziny nad jeziorem, którego już dawno, bardzo dawno nie widziałem. Żaglówek też sporo było... A różni znajomi żeglarze co i rusz zapraszają mnie pod żagle. Kto wie, może kiedyś... Spokojnego tygodnia!
OdpowiedzUsuń:***
Wiem, wiem - nie masz czasu ;) Kiedy ostatnio byłeś na prawdziwych wakacjach? :)
UsuńZawsze warto spróbować. Świat z pozycji łodzi wygląda kompletnie inaczej... Magicznie.
Tobie również! I trzymaj za mnie kciuki w weekend :)
:****
zatęskniłam za tymi światełkami w sensie promykami na wodzie.. i zapachem wody, i drzew, ale na łódkę w życiu..,
OdpowiedzUsuńDlaczego? Byłam pewna, że akurat Ty pływasz :D Nie wiem, skąd mi się to urodziło wobec tego...
UsuńZielooonooo, niebieskoooo... Ta notka wprawiła mnie w prawdziwy błogostan. Ty wiesz, że ja nigdy nie byłam na łódce? To znaczy raz czy dwa na promie i raz na statku wycieczkowym, ale na żaglówce, zwykłej łódce, kajaku czy canoe - nigdy.
OdpowiedzUsuńTeraz czuję smuteczek wręcz okrutny na myśl, że nie miałam wakacji w tym roku, takich stricte wakacyjnych. Jeszcze mogę zdążyć wybyć gdzieś przed sylwestrem, ale, póki co, jestem pochłonięta zazdroszczeniem Tobie :)))
O, to ja z Zagadkowym niegdyś całe dnie spędzałam na jego pontonowym kajaku i Ci powiem, że taki pontonik to było coś cudownego. Miękko w dupcię, wygodnie, a na dodatek jest tak blisko wody i roślin, że możesz je obmacać, popluskać itd. Na żaglówce mi tego brakowało. Chociaż oczywiście na żaglach było bezpieczniej, chociażby dla aparatu ;)
UsuńTrzymam za to kciuki. Każdy wyjazd niesamowicie ładuje baterie, chociaż oczywiście np. wyjazdy ze mną nie są nigdy leniwe :D
Czyli jednak żaglówka fajna jest? :P Taką prawie samą i ja pływałem :)
OdpowiedzUsuńNa bom trzeba uważać ;)
Pogodę mieliście super i wypadzik też super :)
Na chwilę fajna. Zwłaszcza gdy się mało wie i mało robi :D
UsuńTo prawda, idealnie się wbiliśmy, bo dzień wcześniej były mega burze :)