2 października 2015

W gościnnym Mazowieckiem

Wiem. Ja w tym roku przesadzam. Nawet specjalnie się nie starając. Obiecuję, że jeszcze z 4 posty i wrócę do spraw bieżących ;) A tymczasem... znów letnie podróże ;)

Po Drawsku przyszła pora na... wschód. W lipcu zostaliśmy zaproszeni przez rodzinę do Radomia, z czego oczywiście skorzystaliśmy. Spędziliśmy tam kilka dni, co jednak ciekawe - prawie zupełnie nie zwiedziliśmy samego miasta. I mimo że byłam tam już parę razy, nadal nie umiem powiedzieć, czy Radom to interesujące miejsce. Za to okolice - na pewno.

Pierwszy wypad z bazy zrobiliśmy w kierunku Orońska. W tejże wsi znajduje się pałacyk, niegdyś należący do Józefa Brandta, założyciela Szkoły Malarskiej, aktualnie - do Centrum Rzeźby Polskiej. Panowie rzeźbiarze byli bardzo mili i pokazali oraz poopowiadali nieco o swej technice, po czym obeszliśmy park pełen rzeźb natury wszelakiej. Śliczne miejsce, totalnie ciche - naprawdę nie chciało nam się wychodzić, zwłaszcza że z braku czasu nie obeszliśmy wszystkiego.
Warsztaty
Pomnik martyrologii
Kobiety na plaży
Wieża Babel
Drugi na trasie był Szydłowiec - polska stolica piaskowca, urokliwe miasteczko nieopodal granicy z województwem świętokrzyskim, posiadające ratusz, na który wpuściła nas (i poopowiadała) za darmo miejska pani przewodnik. Na wysokościach zwróciła nam uwagę m.in. na wielki kirkut, jeden z największych cmentarzy żydowskich w Polsce. Ja, świr cmentarny, natychmiast postanowiłam, że muszę go zobaczyć!
 
Był wspaniały, bardzo tajemniczy i ponury, czyli dokładnie taki, jak lubię najbardziej. Nie udało mi się wejść do środka, ale przynajmniej zajrzałam przez płot i mury.
Niezwykłe płyty nagrobne, czyli macewy, rzeźbione w piaskowcu, pochodzą z niegdysiejszych trzech cmentarzy społeczności żydowskiej, która przestała istnieć w wyniku wysiedleń i zagłady w czasach II wojny światowej. Zgromadzono tam ok. trzy tysiące macew.
W Szydłowcu odwiedziliśmy jeszcze zamek z pięknym portalem i parkiem oraz kościół farny z nietypowym modrzewiowym stropem i arcyciekawym malunkiem na ścianie. Okazuje się, że geometryczne linie były swoistą pomocą techniczną - wiernym szkicem konstrukcji sufitu. Wystarczyło spojrzeć na ścianę, by wiedzieć, w jakim kierunku czy pod jakim kątem ma podążać budowa sklepienia.
Zamek
 
 
 
Fara
Szkic na ścianie
Po zjedzeniu najlepszych jagodzianek z mnóstwem owocu pojechaliśmy jeszcze do Chlewisk. Znajduje się tam wielki kompleks hotelowy Manor House SPA, na który składa się Pałac Odrowążów, zabytkowa stajnia Platera, baszta, park i oczywiście zespół pomieszczeń SPA, łącznie z grotą solną. Park można zwiedzić za opłatą, co oczywiście uczyniliśmy. Przechadzaliśmy się po ścieżkach dydaktyczno-sportowych, podziwialiśmy malutkie alpinarium i gigantyczne paprocie, podglądaliśmy chaty z baliami i relaksacyjną muzyką... Ach, jak mi się marzy kąpiel w wannie na świeżym powietrzu!
Następnego dnia udaliśmy się do jedynej radomskiej destynacji, czyli Muzeum Wsi Radomskiej. Fantastyczne miejsce! Byłam tam wiele lat temu i sporo się od tamtego czasu zmieniło. Podupadający skansen otrzymał dofinansowanie z UE (jak zresztą większość ciekawych miejsc na wschodzie - naprawdę wszędzie widać ogrom wpakowanych unijnych pieniędzy. Szkoda, że nie wszyscy to doceniają) i skorzystał z niego z rozmachem. Rewitalizacja objęła infrastrukturę, nowe budowle, ścieżkę przyrodniczą. Na 32 hektarach wszystko wypiękniało, a jednocześnie nie straciło nic ze swojej "wioskowości", z echa dawnych chałup, gospodarstw, dworków, urządzeń bartniczych czy młynów. Nadal uprawia się tam ziemniaki i zboże. Nim się obejrzeliśmy, było cztery godziny później, a my ciągle w środku, w narastającym upale wytrwale podziwiając wystawy czasowe, np. rękodzieła okolicznych artystów folklorystycznych.

Na środku - chodzik dla dziecka :D
Lokalne rękodzieło
Twórczość radomskich artystów nieprofesjonalnych

Kwiaty z krepy (!)
U góry - "Flamenco". Cudo!
A wszystko dziełem amatorów
Mój dziadzio robił niegdyś do takich urządzeń elementy drewniane
Skansenowy Kościółek. Udzielają tam ślubów! I od razu można skoczyć na sesję w plenerze
I pomyśleć, że w zależności od kierunku wiatru ludzie musieli podnosić nieco taki wiatrak i okręcać go wokół osi, by osiągnąć optymalne ustawienie...
Starodawne ule
Mąki, komu mąki
Nazajutrz miał paść rekord temperatury. Rano na targu czułam, że chyba już padł, i to razem z nami, ale sam rynek nas urzekł. Ogromny! Z wielkimi klimatyzowanymi halami targowymi, z ogromem wystawców, z fantastycznym jedzeniem i ubraniami. Gdy zobaczyłam wory z kaszą, ryżem czy fasolą, aż mi się oczy uśmiechnęły.
Popołudnie w domu było na tyle nieznośne, że zapakowaliśmy się do auta i pomknęliśmy do Puszczy Kozienickiej. Piękna! Zainwestowano m.in. w ścieżkę nad bagnami, tworząc estetyczne i funkcjonalne pomosty, którymi suchą nogą dociera się do Królewskiego Źródła na rzece Zagożdżonce. Widoki niepowtarzalne, wściekle zielona roślinność, specyficzny zapach ściółki, cisza. Wyjątkowe miejsce. 

9 komentarzy:

  1. Uwielbiam takie chatki jak malowane! Ogółem mam słabość do starych stareńkich domów, niekoniecznie zabytkowych. To, że jestem dzieckiem wsi i pól, wychodzi ze mnie właśnie w takich momentach - odczuwam pełen zachwyt, oglądając te zdjęcia.

    Kupiłabym ten obraz z chłopcem siedzącym na ogrodzeniu przy pastwisku. Gapiłabym się na niego godzinami. Taki uspokajający widok...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja kiedyś nie znosiłam wsi i takich tam, ale była tego jedna konkretna przyczyna - potworna alergia na trawy, zboża, zielsko łąkowe. Życie mnie strasznie tą alergią skrzywdziło i dopiero teraz, po latach, gdy - odpukać - jest lepiej, mogę doceniać uroki przyrody. Ale chyba miejskiego dziecka z siebie nie wyplenię, mimo że zachwyca mnie każdy odcinek "Daleko od miasta", "Ucieczka na wieś" i takie tam ;)

      A ten obraz i mnie urzekł. Chociaż z gatunku łąkowych najbardziej kocham Filipkiewicza "Łąkę z wierzbami", jest w naszym Muzeum Narodowym. Cudowna.

      Usuń
  2. to jest chodzik dla dziecka??? ciekawe ile dziecko w tym wytrzymywało? bidulki.., no chyba ze tym kręcenie mąkę robiły czy coś? ha ha ha;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No cóż, przynajmniej nauczyło się chodzić po jednej linii :D I nie przeszkadzało rodzicom, a może faktycznie jakiś napęd dawało, same plusy :D

      Usuń
  3. Uwielbiam takie swojskie klimaty! A na cmentarzach oglądając groby, wyobrażam sobie, kim była zmarła osoba, czym się zajmowała... Takie nostalgiczne klimaty.

    :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też mam do nich słabość od pewnego czasu... I nieodmiennie ciągnie mnie w Bieszczady. A tu akurat one ciągle uciekają...
      Cmentarze uwielbiam. To też dość młoda miłość. Marzy mi się taka cmentarna randka :D

      :***

      Usuń
  4. masz w sobie żyłkę podróżnika i chyba cygańską duszę! Tyle wyjazdów w jedne wakacje!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No fakt, od czerwca jestem wiecznie w drodze. Jakoś tak samo wyszło... Upycham na zapas, bo przyszły rok może być trudny pod tym i zresztą każdym względem ;)

      Usuń