Wiem. Ja w tym roku przesadzam. Nawet specjalnie się nie starając. Obiecuję, że jeszcze z 4 posty i wrócę do spraw bieżących ;) A tymczasem... znów letnie podróże ;)
Po Drawsku przyszła pora na... wschód. W lipcu zostaliśmy zaproszeni przez rodzinę do Radomia, z czego oczywiście skorzystaliśmy. Spędziliśmy tam kilka dni, co jednak ciekawe - prawie zupełnie nie zwiedziliśmy samego miasta. I mimo że byłam tam już parę razy, nadal nie umiem powiedzieć, czy Radom to interesujące miejsce. Za to okolice - na pewno.
Pierwszy wypad z bazy zrobiliśmy w kierunku Orońska. W tejże wsi znajduje się pałacyk, niegdyś należący do Józefa Brandta, założyciela Szkoły Malarskiej, aktualnie - do Centrum Rzeźby Polskiej. Panowie rzeźbiarze byli bardzo mili i pokazali oraz poopowiadali nieco o swej technice, po czym obeszliśmy park pełen rzeźb natury wszelakiej. Śliczne miejsce, totalnie ciche - naprawdę nie chciało nam się wychodzić, zwłaszcza że z braku czasu nie obeszliśmy wszystkiego.
|
Warsztaty |
|
Pomnik martyrologii |
|
Kobiety na plaży |
|
Wieża Babel |
Drugi na trasie był Szydłowiec - polska stolica piaskowca, urokliwe miasteczko nieopodal granicy z województwem świętokrzyskim, posiadające ratusz, na który wpuściła nas (i poopowiadała) za darmo miejska pani przewodnik. Na wysokościach zwróciła nam uwagę m.in. na wielki kirkut, jeden z największych cmentarzy żydowskich w Polsce. Ja, świr cmentarny, natychmiast postanowiłam, że muszę go zobaczyć!
Był wspaniały, bardzo tajemniczy i ponury, czyli dokładnie taki, jak lubię najbardziej. Nie udało mi się wejść do środka, ale przynajmniej zajrzałam przez płot i mury.
Niezwykłe płyty nagrobne, czyli macewy, rzeźbione w piaskowcu, pochodzą z niegdysiejszych trzech cmentarzy społeczności żydowskiej, która przestała istnieć w wyniku wysiedleń i zagłady w czasach II wojny światowej. Zgromadzono tam ok. trzy tysiące macew.
W Szydłowcu odwiedziliśmy jeszcze zamek z pięknym portalem i parkiem oraz kościół farny z nietypowym modrzewiowym stropem i arcyciekawym malunkiem na ścianie. Okazuje się, że geometryczne linie były swoistą pomocą techniczną - wiernym szkicem konstrukcji sufitu. Wystarczyło spojrzeć na ścianę, by wiedzieć, w jakim kierunku czy pod jakim kątem ma podążać budowa sklepienia.
|
Zamek |
|
Fara |
|
Szkic na ścianie |
Po zjedzeniu najlepszych jagodzianek z mnóstwem owocu pojechaliśmy jeszcze do Chlewisk. Znajduje się tam wielki kompleks hotelowy Manor House SPA, na który składa się Pałac Odrowążów, zabytkowa stajnia Platera, baszta, park i oczywiście zespół pomieszczeń SPA, łącznie z grotą solną. Park można zwiedzić za opłatą, co oczywiście uczyniliśmy. Przechadzaliśmy się po ścieżkach dydaktyczno-sportowych, podziwialiśmy malutkie alpinarium i gigantyczne paprocie, podglądaliśmy chaty z baliami i relaksacyjną muzyką... Ach, jak mi się marzy kąpiel w wannie na świeżym powietrzu!
Następnego dnia udaliśmy się do jedynej radomskiej destynacji, czyli
Muzeum Wsi Radomskiej. Fantastyczne miejsce! Byłam tam wiele lat temu i sporo się od tamtego czasu zmieniło. Podupadający skansen otrzymał dofinansowanie z UE (jak zresztą większość ciekawych miejsc na wschodzie - naprawdę wszędzie widać ogrom wpakowanych unijnych pieniędzy. Szkoda, że nie wszyscy to doceniają) i skorzystał z niego z rozmachem. Rewitalizacja objęła infrastrukturę, nowe budowle, ścieżkę przyrodniczą. Na 32 hektarach wszystko wypiękniało, a jednocześnie nie straciło nic ze swojej "wioskowości", z echa dawnych chałup, gospodarstw, dworków, urządzeń bartniczych czy młynów. Nadal uprawia się tam ziemniaki i zboże. Nim się obejrzeliśmy, było cztery godziny później, a my ciągle w środku, w narastającym upale wytrwale podziwiając wystawy czasowe, np. rękodzieła okolicznych artystów folklorystycznych.
|
Na środku - chodzik dla dziecka :D |
|
Lokalne rękodzieło |
|
Twórczość radomskich artystów nieprofesjonalnych |
|
Kwiaty z krepy (!) |
|
U góry - "Flamenco". Cudo! |
|
A wszystko dziełem amatorów |
|
Mój dziadzio robił niegdyś do takich urządzeń elementy drewniane |
|
Skansenowy Kościółek. Udzielają tam ślubów! I od razu można skoczyć na sesję w plenerze |
|
I pomyśleć, że w zależności od kierunku wiatru ludzie musieli podnosić nieco taki wiatrak i okręcać go wokół osi, by osiągnąć optymalne ustawienie... |
|
Starodawne ule |
|
Mąki, komu mąki |
Nazajutrz miał paść rekord temperatury. Rano na targu czułam, że chyba już padł, i to razem z nami, ale sam rynek nas urzekł. Ogromny! Z wielkimi klimatyzowanymi halami targowymi, z ogromem wystawców, z fantastycznym jedzeniem i ubraniami. Gdy zobaczyłam wory z kaszą, ryżem czy fasolą, aż mi się oczy uśmiechnęły.
Popołudnie w domu było na tyle nieznośne, że zapakowaliśmy się do auta i pomknęliśmy do Puszczy Kozienickiej. Piękna! Zainwestowano m.in. w ścieżkę nad bagnami, tworząc estetyczne i funkcjonalne pomosty, którymi suchą nogą dociera się do Królewskiego Źródła na rzece Zagożdżonce. Widoki niepowtarzalne, wściekle zielona roślinność, specyficzny zapach ściółki, cisza. Wyjątkowe miejsce.
Uwielbiam takie chatki jak malowane! Ogółem mam słabość do starych stareńkich domów, niekoniecznie zabytkowych. To, że jestem dzieckiem wsi i pól, wychodzi ze mnie właśnie w takich momentach - odczuwam pełen zachwyt, oglądając te zdjęcia.
OdpowiedzUsuńKupiłabym ten obraz z chłopcem siedzącym na ogrodzeniu przy pastwisku. Gapiłabym się na niego godzinami. Taki uspokajający widok...
Ja kiedyś nie znosiłam wsi i takich tam, ale była tego jedna konkretna przyczyna - potworna alergia na trawy, zboża, zielsko łąkowe. Życie mnie strasznie tą alergią skrzywdziło i dopiero teraz, po latach, gdy - odpukać - jest lepiej, mogę doceniać uroki przyrody. Ale chyba miejskiego dziecka z siebie nie wyplenię, mimo że zachwyca mnie każdy odcinek "Daleko od miasta", "Ucieczka na wieś" i takie tam ;)
UsuńA ten obraz i mnie urzekł. Chociaż z gatunku łąkowych najbardziej kocham Filipkiewicza "Łąkę z wierzbami", jest w naszym Muzeum Narodowym. Cudowna.
to jest chodzik dla dziecka??? ciekawe ile dziecko w tym wytrzymywało? bidulki.., no chyba ze tym kręcenie mąkę robiły czy coś? ha ha ha;)
OdpowiedzUsuńNo cóż, przynajmniej nauczyło się chodzić po jednej linii :D I nie przeszkadzało rodzicom, a może faktycznie jakiś napęd dawało, same plusy :D
Usuńniczym konik;)
UsuńUwielbiam takie swojskie klimaty! A na cmentarzach oglądając groby, wyobrażam sobie, kim była zmarła osoba, czym się zajmowała... Takie nostalgiczne klimaty.
OdpowiedzUsuń:*
Też mam do nich słabość od pewnego czasu... I nieodmiennie ciągnie mnie w Bieszczady. A tu akurat one ciągle uciekają...
UsuńCmentarze uwielbiam. To też dość młoda miłość. Marzy mi się taka cmentarna randka :D
:***
masz w sobie żyłkę podróżnika i chyba cygańską duszę! Tyle wyjazdów w jedne wakacje!
OdpowiedzUsuńNo fakt, od czerwca jestem wiecznie w drodze. Jakoś tak samo wyszło... Upycham na zapas, bo przyszły rok może być trudny pod tym i zresztą każdym względem ;)
Usuń