1 lutego 2015

Prze-myślenie

Na ostatnim rodzinnym spotkaniu dyskutowaliśmy m.in. o szybkim czytaniu. Takim, gdy jednym rzutem oka ogarnia się całą linijkę lub więcej. Nie posiadłam takiej umiejętności i w pierwszej chwili poczułam ukłucie żalu. Ileż książek więcej mogłabym pochłonąć, o ile szybciej! Tyle informacji, tyle wspaniałych wrażeń, wyobrażeń, emocji...

... no właśnie. TYLE. 
Nie jestem pewna, czy chciałabym przetwarzać więcej. Zdaję sobie sprawę z ułomności własnego rozumu. Uważam, że moja wiedza jest zdecydowanie przeciętna, i to nie tak, że nie pracuję nad sobą, ale po prostu pewnych granic umysłu nie jestem w stanie przekroczyć. Widziałam film "Jestem Bogiem", w którym narkotyk zwiększa wielokrotnie wydajność mózgu, otwierając przed człowiekiem niesłychanie szerokie wrota możliwości, i chociaż byłoby wspaniale umieć więcej i mieć tę niesłychaną pewność siebie, to... czy z takim codziennym natłokiem wrażeń człowiek jest w ogóle w stanie się zmierzyć? Jest sporo ludzi wybitnych, którzy upychają te szufladki znacznie gęściej, ale nawet przeciętny zjadacz chleba już w tej chwili musi przemielić w ciągu dnia ilość informacji odpowiadającą ilości z całego roku (albo i życia, zależy jak daleko się cofniemy) naszych przodków. Czy nasz mózg zmienił się aż tak spektakularnie, żeby dać sobie z tym radę? Podobno mit używania tylko 10% jest już obalony. W jakim zatem stopniu wykorzystujemy ten niesamowity organ i ile jeszcze wiadomości pomieści? Czy ta ilość jest skończona? Wszak poza kwestią myślenia mózg ma przede wszystkim zadanie utrzymania przy życiu ciała i nawet drobne uszkodzenie wiąże się z nieodwracalnymi dla całego organizmu skutkami. Jakie są zatem proporcje pomyślunek:życie? Czy nadmierne myślenie może mieć wpływ na funkcje reszty organów? Przecież człowiek przy nadmiernym wysiłku umysłowym też się męczy. Jak daleko można zatem wyćwiczyć umysł, by nie doznał kontuzji? 
Gdy mam wyjątkowo trudny dzień lub bardzo intensywnie wypełniony bombardującymi mnie informacjami, noc jest za krótka, by to uporządkować. Czy taka magiczna tabletka rozjaśniłaby umysł na tyle, by nie potrzebował aż tak długiej regeneracji?

Poza tym niekiedy mam wrażenie, że im więcej człowiek wie, tym gorzej dla niego. Oczywiście trzeba się rozwijać, ale w pewnym momencie dochodzi się do punktu, gdy wiedza zamiast pomagać, przeszkadza. Np. w zwykłym wyjściu z domu, w ocenie zagrożenia, w dostrzeganiu sensu. Nie sądzę, żeby w epoce kamienia łupanego ludzie chorowali na depresję. Pewnie nie mieli na to czasu. W tej chwili wie się po to, żeby wiedzieć, a nie przetrwać, co w ekstremalnych sytuacjach bywa przekleństwem. Może wobec tego lepiej pozwolić sobie na mniejszą wiedzę, a większą radość z prawdziwego życia? 

A może to tylko moje wygodne usprawiedliwienie...

19 komentarzy:

  1. W "Lucy" też jest narkotyk, który "odblokowuje" niewykorzystywany potencjał mózgu. Stopniowo zwiększa możliwości aż do 100%. A przy 100%... Nie będę spojlerował :)
    Z jednej strony fajnie by było mieć głębsze te szufladki, nie występowałoby wtedy zjawisko zaśmiecania głupotami, bo wszystko by się mieściło :P Ale z drugiej strony jakby człowiekowi nagle ktoś przestawił przełącznik to nie wiem czy by to wytrzymał psychicznie.
    Można ćwiczyć umysł rozwiązując sudoku albo grając w logiczne planszówki, ale nie ma co się zamęczać i martwić, że zna się pi tylko do 2 miejsca :P Zawsze się znajdzie ktoś kto wie trochę więcej, ale jeśli masz pasję to znajdzie się ktoś kto powie: "wow, nie miałam/łem o tym pojęcia, ale suuuper!" :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Obejrzę :)
      Pytanie jeszcze, czy takie wewnętrzne google byłoby na tyle szybkie, by te wszystkie szufladki na czas przeszukać ;) Tylko dlaczego są ludzie, którzy i bez dragów wiedzą więcej? Jak to się robi, jak to się dzieje i jak im z tym jest... Szkoda, że się nie dowiem ;)
      Ćwiczyć umysł oczywiście należy, ale gdy masz w domu kogoś, kto zna odpowiedzi na większość pytań, to nie czujesz się nazbyt komfortowo ze swoją własną marną wiedzą ;) Na szczęście człowiek potrafi się dostosowywać, więc umiejętność improwizacji i potakiwania mam opracowaną w 100% :D Naprawdę żałuję, że nie odziedziczyłam po tacie jego mózgu ;)

      No niby tak, ale tak naprawdę moją pasją najbardziej zachwycam się ja sama, hi hi ;) Zwłaszcza że ciągle mam wrażenie, iż to, co ja wiem, wiedzą wszyscy inni i niemożliwe jest tego nie wiedzieć...

      Usuń
    2. Wg mnie jakbyśmy nagle dostali nową szafę to byłby problem żeby znaleźć co trzeba :P Ale jak ewolucja sobie powolutku dłubie dodając kolejne skrytki, albo je usuwając, to i my się powoli dostosowujemy, tak, że nawet nie zauważamy :)
      Uważam, że improwizacja, czyli umiejętność skorzystania z tego co się ma, jak bardzo by to marne nie było, jest bardziej przydatna niż taki magazyn, który jak się wydaje mieści wszystko :P Nigdy nie wiadomo czego zabraknie, a wtedy z improwizacją ma się większe szanse :)
      No to musisz znaleźć jakichś czcicieli :P I powtarzać sobie przed snem "ludzie nic nie wiedzą" :D

      Usuń
    3. Ja tam mam wrażenie, że ewolucja idzie w złym kierunku, w sensie zgłupienia społeczeństwa, i to całkiem szybko... ;)
      Improwizacja może i dobrą jest umiejętnością, ale marność wiedzy prędzej czy później zostanie zdemaskowana, bo tak to zwykle działa, i co wtedy ;)
      Haha, ale czcicieli w sensie że współczcicieli? :D Jezu, już trudniejszego słowa chyba nie mogłam wymyślić :D

      Usuń
    4. To prawda, za dużo różnych ułatwień, a komu by się chciało coś robić, skoro nie trzeba :D Zauważyłem, że jak przestaję regularnie czytać książki to czasami brakuje mi słów, które znam, ale nie używam codziennie :/
      Chyba za dużo się naoglądałem postapokaliptycznych seriali, gdzie bardziej przydają się szybkie nogi i umiejętność kombinowania niż wiedza o tym, żeby daleko nie szukać, jak napisać jakiś fajny programik :P
      Raczej pod-, coś w typie minionków :D

      Usuń
    5. Ponoć organ nieużywany zanika ;)
      Na co dzień chyba nie trzeba co chwilę uciekać, więc nie wiem, czy to aż takie ważne ;) A kombinowanie bez zaplecza w postaci wiedzy też może się obrócić przeciwko nam. A propos ciekawa jestem, ilu przodków przy odkrywaniu ognia się spaliło :D
      Spokojnie, mój narcyz sam się karmi ;)

      Usuń
    6. Też tak słyszałem. Dobrze, że czytanie książek pomaga i do tego jest przyjemne :P
      Zależy przy czym kombinujesz i jaki cel chcesz osiągnąć:P
      No na pewno trochę, zanim jeszcze odkryli, że to zjawisko fizyczne a nie złe Mzimu, które pożera wszystko co się da :P

      Usuń
    7. Prawda li to ;)
      Hm, cel jest zwykle ten sam - przetrwać i najlepiej jeszcze skorzystać ;)
      Och jej, złe Mzimu...! Jak ja dawno tego nie słyszałam, a tak kocham "W pustyni i w puszczy" :D

      Usuń
  2. Kiedy zaczynałam naukę do sesji, miliard razy myślałam sobie: ech, Nobla dałabym z miejsca temu, kto wymyśliłby wiedzę w zastrzykach albo temu podobnych sposobach aplikacji ;) Kilka zabiegów i już posiadasz potrzebną Ci wiedzę :P

    Ale myślę, że nie chciałabym aż tak wszystkiego wiedzieć. Z jednej strony miło by było uchodzić za erudytę, człowieka oczytanego i znającego się na wielu kwestiach, ale jednak niewiedza, zwłaszcza w sytuacjach praktyczno-życiowych ma też swoje plusy ;) Moja mama zawsze mi powtarza, kiedy mękolę ją o to, żeby nauczyła mnie szyć na maszynie: dziecko, nie możesz umieć wszystkiego, bo wtedy inni zaczną cię wykorzystywać. Może to prozaiczny przykład, ale też coś w tym jest..;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że powszechność wiedzy i tak by sprawy nie załatwiła. I tak by nam ciągle było za mało ;)
      Ja bym chciała mieć zdecydowanie większą wiedzę niż teraz posiadam. I wykorzystywanie mi nie straszne, bo z wiekiem nabywam asertywności, a większa wiedza dodaje sporo pewności siebie, której ciągle mi za mało. Chociaż z ręką na sercu mogę potwierdzić, że o pewnych rzeczach dla spokoju umysłu lepiej nie wiedzieć. Ostatnio mam np. duży problem, co zjeść, żeby było zdrowo :D

      Usuń
    2. Akurat zdrowe jedzenie to temat rzeka i wydaje mi się, że zawsze znajdzie się artykuł, który zanegowałby nawet i co najzdrowsze na świecie, bo nagle "amerykańscy naukowcy odkryli..." :P Z tym też mam problem ;)

      Usuń
    3. Co najciekawsze, niby tyle rzeczy niezdrowych, a ludzie nadal coraz dłużej żyją ;)

      Usuń
  3. wiedza nie szkodzi. tylko zachowaj umiar. wszystko co kiedys wydawało mi sie mało ważne sprawia dziś, ze młody ma mnie za eksperta we wszystkich prawie dziedzinach ha ha mózg to najlepszy komputer swiata, czasem potrzebuje resetu a potem działa dalej jak nowy, mysle ze warto w niego inwestować. wiedzą ofkors. najbardziej przeraza mnie to ze ponoc ludzie inteligentni, czytający itd czesciej maja alzheimera. w tym wypadku chce być mało rozwinieta...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja Alzheimera to już u siebie zdiagnozowałam, ostatnio był artykuł, że pierwsze symptomy są już 20 lat wcześniej, więc ja chyba już długo nie pożyję, bo mam tak od połowy życia, haha :D Ale nieważne, Alzheimer najbardziej uciążliwy jest chyba głównie dla otoczenia ;P
      Wiedza nie szkodzi, no niby nie. Ale człowiek potrafi złapać jakąś schizę na punkcie różnych rzeczy, nerwicę natręctw itd.,a to już nie jest takie fajne... Umiar to chyba słowo klucz życia ;)

      Usuń
  4. Tak jak pierwszy komentujący też pomyślałam o "Lucy". Dla mnie pomysł super, prócz końca filmu, który uważam za po prostu głupi. Ale może nie skumałam ;))) Nie miałabym nic przeciwko udoskonaleniu mózgu, a raczej nie tyle udoskonaleniu jego samego, co naszych umiejętności wykorzystywania go. Nie żebym pochwalała narkotyki, ale raz w życiu wzięłam amfę (przed maturą) i do dziś pamiętam jak cudownie jasno pracowała mi makówka. Wszystko wchodziło do niej praktycznie samo, jak pięknie ułożone ubranie do szuflad. Cudowne uczucie! Chciałabym to powtórzyć/powtarzać, ale bez konieczności stosowania prochów ;)))

    A propos "Lucy" i "Jestem Bogiem" - kolejny raz wychodzi, że im mądrzejszy człowiek, tym mniej... ludzki, mniej emocjonalny. Może fajniejsi jesteśmy jako głupki? Hm, ciekawa teza. Podoba mi się też koncept "uczenia się" rodem z Matrixa. Tyle że to żadna nauka tak po prawdzie - ot, ładowanie czegoś do umysłu jak do komputera :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Słyszałam o tym dobroczynnym działaniu amfy ;) Ciekawi mnie jedno, czy wiedza zakuta przy jej pomocy jest długotrwała? Nie ulatnia się szybciej?
      Chyba bałabym się spróbować. Wiedza jest taka kusząca, gdy jej nabywanie nie boli... ;)

      Wydaje mi się, że to już jest bardzo osobnicza kwestia z tą emocjonalnością. Znam ludzi, którzy są diablo inteligentni i mądrzy, a mają absolutnie ludzkie odruchy. Znam też okrutnych głupków, więc akurat na to reguły nie ma. Ewentualnie jeszcze jej nie poznaliśmy ;) Tu chyba chodzi bardziej o osobowość. Ostatnio czytałam o osobowościach psychopatycznych. Ich błyskotliwość sprawia, że wydają się niesamowicie mądrzy, może stąd to powiązanie wiedzy z emocjonalnym chłodem...

      W "Moja macocha jest kosmitką" Kim czytała, przykładając rękę do książki, też fajne :D

      Usuń
  5. "Uważam, że moja wiedza jest zdecydowanie przeciętna" - taa, uważaj bo jeszcze uwierzę ;-)
    Też mnie fascynuje temat intelektu, nauki, nowych technik (mam nawet kilka książek o tej materii - szybkie czytanie itp.). I też trapi mnie brak czasu na wchłonięcie tych wszystkich informacji i czuję żal z tego powodu... Z drugiej strony obecnie i tak jesteśmy "bombardowani" nadmiarem informacji. Czytałem kiedyś fajne porównanie, może przesadzone, ale dające do myślenia. Autor postawił tezę, że ilość informacji i bodźców przyswojonych w ciągu doby przez przeciętnego cywilizowanego człowieka, żyjącego i pracującego w dużym mieście może odpowiadać ilości informacji, na które przeciętny mieszkaniec jakiejś zapadłej wsi w średniowieczu "narażony" był w ciągu roku.. Może to trochę przesadzone, może ja coś pokręciłem, ale przyznasz - ciekawa i dająca do myślenia teza... I jak tu nie zwariować? ;-) Z resztą o tym konflikcie rozum - emocje można by pisać bez końca... Od siebie dodam tylko, że z przyczyn zdrowotnych, np. narkoza w szpitalu, dane mi było kiedyś poczuć na własnej skórze co to znaczy brak władzy nad ciałem i co gorsza nad mózgiem, intelektem... Przykre doznanie...

    :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Naprawdę! Może się sprytnie maskuję, nie wiem, ale na pewno nie mam dużej wiedzy!Nad czym bardzo ubolewam oczywiście ;) Ale z moim tatą na pewno byś sobie już mógł porozmawiać na poziomie ;D
      Wiem, właśnie o tym też wspomniałam we wpisie :) Myślę, że to całkiem możliwe, z drugiej strony w tym bombardowaniu bierze udział ogromna ilość informacji zbędnych i głupich (czasem mam wrażenie, że z każdym dniem coraz bardziej zbędnych i głupich, ale to chyba będzie istnieć tak długo, jak ludzkość pozostanie na tym świecie ;)).
      Do braku koordynacji mózgowej nie trzeba wcale narkozy. Wystarczy porządnie się narąbać :D Doznanie po tym fakcie istotnie nieciekawe, ale wychodzę z założenia, że raz od wielkiego dzwonu taki reset też jest potrzebny ;)

      Usuń
    2. Obawiałbym się ;) dyskutować z Twoim Tatą znając Twoje zdolności, które niepotrzebnie zaniżasz! Pozdrowienia!

      :***

      Usuń