20 lutego 2015

Kwasy i zasady

Świat oszalał, zawyć mogę za Peszkówną "Nie ogarniam, Jezus Maria", w pracy wszyscy dostali jakiejś zbiorowej sraczki na punkcie świąt, ale jakby się zastanowić, to faktycznie już niedługo, poza tym dowiedziałam się dzisiaj, że moja dodatkowa praca zaraz się skończy, więc to będzie tydzień wyautowany ze świata, aby jeszcze trochę zarobić, zwłaszcza że Vincenty się zepsuł i miałam niemałe nerwy z nim związane, albowiem najpierw przestał działać wsteczny, a jak chcieliśmy go zabrać do mechanika, to w ogóle nie odpalił, naładowanie akumulatora nic nie dało, potrzebna była laweta, zaś kiedy go uruchomili, okazało się, że skrzynia jest całkiem pokrzywiona i do wymiany łącznie ze sprzęgłem i coś tam jeszcze trzeba zrobić z amortyzatorami, więc prawie do reszty osiwiałam, uświadamiając sobie, że moje w pocie czoła zarobione pieniądze pójdą w całości na naprawę, chuj by to strzelił, w międzyczasie, oczywiście w niedzielę, nagle zaczęła nam przemakać rura od zimnej wody i przed zalaniem uratowała nas szczęśliwie tylko krzywa podłoga, dzięki której cała woda popłynęła na środek kuchni zamiast ugrzęznąć pod szafkami, ale i tak nam powiedzieli po naprawie, że rury są zasadniczo do wymiany, bajka.

Chryste. W życiu nie napisałam równie długiego zdania :D Jednak wcale mi nie jest do śmiechu, prawdę mówiąc.

Ale na szczęście nie tylko złe się wydarzyło, byłam też dwa razy w kinie, najpierw na "Teorii wszystkiego", potem na "Carte blanche", i to dzień po dniu, więc trochę ciężki kaliber, aczkolwiek przesłanie obu filmów pozytywne i ustawiające moje problemy na właściwej półce pt. pierdoły. Tak naprawdę liczy się bowiem tylko zdrowie, otwartość na innych, humor i pasja - niby znamy te zasady, a jakże często o nich zapominamy... Historia Stephena Hawkinga pokazuje też, jak bardzo lekarze mogą się mylić i z jaką rozwagą należy decydować o czyimś życiu lub śmierci. Piękny film, trochę brakowało mi większej ilości pasjonujących teorii genialnego profesora, lecz to miała być raczej biografia ogólna - ów niedostatek mogę sobie zatem uzupełnić lekturą. Natomiast bohater "Carte Blanche" doświadcza dokładnie tego wszystkiego, czego osobiście boję się najbardziej na świecie. A jednak - w dużej mierze dzięki innym ludziom - nie poddaje się, nie zamyka. Bardzo dobry, uderzający film z genialnym Chyrą i innymi bardzo autentycznymi aktorskimi kreacjami.

Oprócz tego miałam cudne Walentynki z dziewczętami - przyniosłyśmy tyle jedzenia, że z wielkiej popijawy zrobiło się gigantyczne obżarstwo. Zresztą rok temu ten dzień był równie udany, z grupą przyjaciół i stosem używek ;) Uwielbiam Walentynki bez tego nadętego romantyzmu, który sam na sam z facetem i tak nigdy się nie udaje ;P

No i moje auteczko ukochane wróciło dzisiaj do domu! Z radości położyłam się na masce i utuliłam :D 
Zatem mimo wszystko z nadzieją, że ten rok jednak naprawdę zacznie być wspaniały, śpiewam sobie razem z Michaelem Bublé:
"It’s a new dawn
It’s a new day
It’s a new life
For me…
And I’m feeling good." (TU).

I wiecie co? W przyszłą sobotę jest GARDENIA! :)))))

26 komentarzy:

  1. Oj tak, naprawa auta może szarpnąć po kieszeni... Jak ja kocham takie niespodziewane wydatki.
    Też mam w planie obejrzenie tych filmów;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Najgorsze, że to cholerstwo jak się już zepsuje, to idzie w setki zł. Dobrze być mechanikiem...
      Polecam :)

      Usuń
  2. Oj, niewiele jest bardziej kosztochłonnych rzeczy do naprawy w aucie niż skrzynia i sprzęgło :-/ Ale dobrze, że jest już dobrze. A ja w końcu się pochorowałem (tylko nie krzycz na mnie ;-). U nas w pracy połowa pracowników choruje. Faktycznie, trochę się "zajechałem". Zapomniałem o czosnku, rutinoscorbinach i witaminach, gonitwa, mało snu i łup - jakiś okołogrypowy wirus rozpoczynający swą akcję od gardła, a potem 39,5 st. C i inne atrakcje. Najgorsza była jednak straszna słabość i niskie ciśnienie, raz namierzyłem "aż" 63/39 ;-) Ale już chyba wracam do żywych... Filmy wybrałaś sobie - że tak powiem - mocne. Chyba kiedyś już to pisałem - zdrowie nie jest wszystkim, ale bez zdrowia wszystko jest niczym... Cóż, life is brutal, nie raz już dane mi było przekonać się o tym. Ale teraz cieszymy się nadchodzącą wiosną i Gardenią!

    :-*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, na szczęście dostałam używaną, ale jeszcze nie jest ok, bo szybkościomierz nie działa, pokazuje tylko 20/h :| I jutro kolejne odwiedziny u mechanika, no wkurwia mnie to, bo co, pajac nie widział, że nie działa, jak nim jechał? Słowo daję, być mechanikiem to żyć nie umierać, nic mu nie zrobisz, nic nie udowodnisz, ...rrrwa.

      O widzisz, i tak to się właśnie kończy. Krzyczeć nie będę, wystarczająco Cię pokarało, a zresztą nie mam nadziei, że to cokolwiek da ;P Zdrowiej... tak umiarkowanie prędko, byle w domu, żeby organizm zdążył chociaż trochę odpocząć...

      Miałam się cieszyć Gardenią, tymczasem jestem strasznie wkurzona, nie dość, że mało elegancko skończyli z tą dodatkową pracą, to jeszcze od wtorku muszę zastąpić szefową, która jedzie na ferie, o czym się dowiedziałam dzisiaj, a sama chciałam wziąć chociaż dzień wolnego, żeby właśnie nadgonić z tą dodatkową pracą. I najlepsze, że nie chciałam więcej urlopu, żeby nie zostawiać ich z tym całym majdanem samych. A tu sama będę zostawiona i to na dłużej, cholera mnie już bierze na to wszystko, nie cierpię dzisiaj ludzi...

      Usuń
  3. Rozwiązania tej zagadki są dwa: albo Pan mechanik tak się wczuł w wymianę skrzyni, że podczas jazdy wsłuchiwał się tylko w dźwięki dochodzące z przedziału silnikowego, a na prędkościomierz nie patrzał, albo po prostu to olał. Tylko na co on liczył, przecież i tak musisz tam wrócić... W każdym razie na pewno nie była to Porządna Poznańska Robota ;-) Co do "zdrowia" - do pracy idę we wtorek, zobaczymy co i jak... Natomiast co do dodatkowej pracy, urlopu, Gardenii i ferii to nie znając szczegółów powiem tylko tyle - na dłuższą metę właśnie tak to działa, nikt Cię nie doceni, jeśli sama się nie docenisz, nie postawisz, nie zaczniesz być egoistką. Smutne, ale prawdziwe...

    :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Stawiam na to drugie. Nie ufam żadnemu mechanikowi, żeby nie powiedzieć dosadnie, za co ich uważam, z całym szacunkiem dla tych z powołaniem... Tylko niech on sobie nie wyobraża, że za to cokolwiek dopłacimy!
      To wykorzystaj poniedziałek dobrze, i nie mam tu na myśli żadnej pracy, tylko relaks i spokój! I koniecznie jakiś mały spacer.
      Nie no, z szefową się przyjaźnimy, ale to już kolejny raz tak jest, że jak ja chcę urlop, to jej coś wylatuje, no i koniec miesiąca to w ogóle nigdy nie jest dobry moment na urlop, bo wtedy wszyscy nagle latają jak kot z pęcherzem, żeby wyrobić plan. Ech do dupy to wszystko. Żeby to człowiek chociaż czuł powołanie do tego, co robi, jak Ty... Przynajmniej wiesz, po co to wszystko. A ja robię, żeby ktoś inny się bogacił, prawdę mówiąc coraz mocniej mnie to frustruje... I nie chodzi mi o kasę, tylko o to, że to, co robię, naprawdę nie ma społecznie żadnego pozytywnego znaczenia...

      Jesu, ale mi Ciebie brakowało, widzisz, ile od razu z siebie wylałam, jak się pojawiłeś :D

      :*

      Usuń
  4. Wincenty się rozchorował, ale najważniejsze, że już jest zdrowy :)))

    Wyguglałam se tę Gardenię, żeby poobczajać. A potem pooglądałam sobie fotki z sieci z zeszłego roku. Mmm, zielono, aż się oczy (zmęczone komputerem) śmieją :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Vincenty, przez "v", gwoli ścisłości :D A ścisłość ta jest ważna, albowiem imię zostało nadane na cześć Vincenta z Pulp Fiction, tylko nieco spolszczone :D Wiem, jestem walnięta :D
      O Gardenii piszę co roku, jeśli pamiętasz te zdjęcia bukietów, to właśnie stamtąd :) Dlatego w sobotę padnę, a zlezę wszystko :)

      Usuń
  5. Z tą ewentualną dopłatą to byłby dobry dowcip z jego strony :D Nie daj się! Na jutro planuję drobne, relaksujące zajęcia i prace. Z tą pracą i powołaniem to bym nie przesadzał ;-) Owszem, czasem mam satysfakcję, że udało się wymyślić ciekawe rozwiązanie i komuś pomóc, ale częściej niestety pojawia się frustracja z powodu braku czasu, niejednoznacznych przepisów i za częstych ich zmian. I też myślę o czymś swoim, dla siebie, ale na to jeszcze chyba trochę za wcześnie.
    P. S. I nie wiem, czym dokładnie się zawodowo zajmujesz (jakaś logistyka?), ale nie wiem co to by musiała być za praca, żebym nie znalazł argumentów na jej pozytywne społecznie oddziaływanie. Chcesz, to mnie wypróbuj, może być via mail! :D

    :***

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na szczęście nawet o tym nie pomyślał, Vincenty zdrów, jeszcze nim nie jechałam, jestem bardzo ciekawa, tata mówi, że biegi można zmieniać jednym paluszkiem i ma większy zryw :D
      O, z tym to się borykałam za czasów pracy w telefonach, chociaż oczywiście było to obarczone odpowiednio mniejszą odpowiedzialnością niż u Ciebie... Ale z drugiej strony praca w telefonach dawała mi zdecydowanie więcej satysfakcji. Nie, nie chciałabym wrócić, to był ogromny stres, natomiast czuję, że gdybym była sama sobie szefem, to z klientem bym sobie poradziła. Zobaczymy, w tym roku postaram się podjąć jakieś kroki, by nauczyć się czegoś nowego, ciekawe, co z tego wyjdzie :)
      Oczywiście aktualna praca też mi dużo daje, bardzo wiele się nauczyłam, przede wszystkim mechanizmów zarządzania przedsiębiorstwem, od strony logistycznej, zakupowej i marketingowej, zresztą jestem zdania, że każde z moich zajęć mnie wiele nauczyło. Ale przychodzi moment, gdy to, co jest, przestaje wystarczać, uwiera gdzieś. Moje powołanie leży zupełnie gdzie indziej. Wiem, wiem, ode mnie samej zależy, co dalej, wiem...

      A wypróbuję, żebyś wiedział :)

      Pozdrowienia przedsenne! (dawno już się nie pozdrawialiśmy ;)) :*

      Usuń
    2. Uprzejmie przypominam, że poza krótkim, życzeniowym mailem, nie otrzymałem nic, co świadczyłoby o chęci wypróbowania moich zdolności erystycznych...

      Usuń
    3. No widzisz, teraz i u mnie się zrobiło ciężko z czasem... (kurde, znów muszę sprawdzać słowo w google :D)

      Usuń
    4. Witam w klubie! :D Od dawna twierdzę, że dorosłość jest stanowczo przereklamowana! A brak czasu i stresy to jej immanentne cechy :/ P. S. Ja też często korzystam z Google'a ;-) Coś tam pamiętam, ale wolę sprawdzić...

      :***

      Usuń
    5. E, ja tam bym się za nic nie cofnęła do dzieciństwa. Nawet do szkoły! Najwcześniej do studiów :)
      Buziak! :*

      Usuń
  6. O! jak Gardenia to już na pewno będzie wiosna.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W serduchu i oczach na pewno :) U mnie poczuła ją nawet pelargonia i zakwitła na klatce schodowej :O

      Usuń
  7. Kiepska sprawa z tym wszystkim naraz :( Łączę się w bólu kieszeni.
    Trafić dobrego i uczciwego mechanika to chyba jak znaleźć garnek na końcu tęczy. Jednemu się nie chce, inny policzy więcej albo policzy tyle samo, ale wsadzi jakiś tańszy zamiennik.
    Dobrze, że jakieś pozytywy były :)
    "Carte Blanche" mam zamiar obejrzeć, czekam tylko aż się pojawi na VOD ;)
    W weekend obejrzałem właśnie dwa polskie filmy. Co do "Służb specjalnych" mam mieszane uczucia, ale "Bogowie" super, Kot świetny jako Religa.
    Czyli Walentynki miałaś konsumpcyjne :P
    Przykra sprawa z tym urlopem, ale jeżeli to jest kolejny raz, kiedy Wasza przyjaźń działa tylko w jedną stronę to chyba coś tu jest nie tak :/ Tak jak M. wyżej napisał, trzeba myśleć o sobie, bo z dobrego serca raczej nikt nie zrezygnuje z urlopu jak zobaczy, że jest ktoś kto zawsze ustępuje. Jak to u mnie niektórzy mówią: w pracy nie ma przyjaciół, są tylko znajome twarze :P
    Może Ci się uda jakoś wyskoczyć chociaż na tę Gardenię, w ramach przerwy na lunch na przykład :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha, właściwe porównanie ;)
      Służby będą teraz w tv, tylko w formie serialu, jestem ciekawa, nie spodziewałam się po tym wiele, ale kolega mówił, że film jest spoko..."Bogowie" genialni, byłam na tym już w zeszłym roku, oby polscy reżyserowie podążali dalej ku tej dobrej stronie mocy. Aktualnie jestem ciekawa tej osławionej "Idy", nie widziałam jeszcze, jednak tymczasem mam na liście naprawdę sporo filmów, dla których chciałabym pójść do kina, normalnie namnożyło się i nie wiem, co wybrać, bo przecież nie zdołam na wszystko...

      Nie no, ona naprawdę jest dobrą przyjaciółką, i wcale nie szła z takim luzem na ten urlop, to był raczej zbieg okoliczności i siła wyższa. Słabo wyszło, ale trudno, trzeba wybaczyć i karawana idzie dalej, pomarudziłam, postękałam, powarczałam sobie przed Wami, i ulżyło ;)

      Na Gardenię idę oczywiście, dlatego teraz zapierdalam :) A lunchu nie jadam, dla mnie to jest zwykłe staromodne drugie śniadanie ;P ;)

      Usuń
    2. :D

      Filmy to nic. Spróbuj do tego oglądać jeszcze jakieś seriale. Dobrze, że są przerwy między sezonami to można nadgonić. Jak żyć :P

      To chociaż tyle, miło czasem poczuć się potrzebnym :D

      Jak zwał tak zwał, ważne, że jest przerwa :P

      Usuń
    3. Staram się naprawdę ograniczać seriale. Bo to już przesada jest :D
      Hihi, widzisz, ile ja radości potrafię sprawić ;)
      Masz rację. Przerwa na drugie śniadanie ;P

      Usuń
  8. zdanie boskie. ty pisz ksiązki. masz zaciecie i poczucie humoru;) rany nie ma tego złego co by... itd. pocałuj oponke ode mnie;)

    OdpowiedzUsuń
  9. haha tez jem drugie śniadanie :)
    poza tym pisz, pisz, bo mam deszczową depresję

    OdpowiedzUsuń
  10. Świetna sprawa. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń