Zeszłoroczną Noc Naukowców spędziłam na... Rodos ;) Czekałam zatem cierpliwie calutki rok (a właściwie dwa lata), by wbić się znów na Politechnikę Poznańską. W jaką rozpacz wpadłam, gdy dowiedziałam się, że na niemal wszystkie co ciekawsze wykłady i pokazy trzeba mieć wejściówki, które wymiotło niemal natychmiast po rozpoczęciu rejestracji! Dramat! Aż mi się beczeć zachciało!
Ale chuj. Czerwona się tak łatwo nie poddaje!
Wzięłam ci ja do ręki program, opracowałam z grubsza plan wycieczki po otwartych wykładach itd., pozapraszałam ludzi i dowiedziałam się, że NIKT znajomy nie idzie. Nawet moja własna rodzona siostra, z którą tradycyjnie chodzę na wszystkie takie noce.
I chuj! Czerwona nadal się nie poddaje, nie po tym, ile się naczekała!
Wyjaśniłam sobie, że to nawet lepiej, ponieważ samej na pewno uda mi się gdzieś wbić, przecież to niemożliwe, żeby na tyle rezerwacji nikt nie wypadł. Pojechałam i gdy wlazłam w ten szalony tłum ludzi, nieco zwątpiłam. Dostałam się na wykład otwarty, lecz to nie było to. Ja chciałam na Fizyka Gravity Show! Dwa lata temu byłam na Fizyka Aqua Show i mnie zachwyciło, zatem teraz napaliłam się nań jak królik na kable. Przypomniałam sobie o zasadzie afirmacji i postanowiłam, iż wejdę choćby skały srały, choćbym miała stanąć przed ochroną i udawać, że zapomniałam biletu, że nie miałam o nim pojęcia lub w akcie desperacji po prostu zrobię w zależności od okoliczności żałosną lub słodziuchną minkę, pomizdrzę się chwilę, jaka to ja malutka sama jedna jedyna, o taka maleńka, i jak to ja mało miejsca zajmę, nikt nawet nie zauważy. To ostatnie było akurat prawdą, bo na 500 osób naprawdę jedna więcej nie zrobiłaby różnicy. Gdy już wpuścili wszystkich z biletami, przed panami z ochrony ustawił się rządek podobnych mi desperatów, panowie spojrzeli po sobie, machnęli ręką i zaczęli wpuszczać. Miałam jednak niebywałe szczęście, ponieważ na mnie ten radosny pęd się skończył i wleciałam na salę rzutem na taśmę. Gdy zamknęły się za mną drzwi, prawdopodobnie w euforii zaświeciłam wewnętrznym blaskiem, bowiem znalazło się dla mnie nie jedno, a dwa miejsca :D Rozsiadłam się wygodnie, przestroiłam uszy na tryb likwidujący szumy (w takiej masie dzieciarni były nieuniknione) i zatopiłam się w nauce.
Kocham te pokazy! Od lat prowadzi je ten sam charyzmatyczny ulubieniec studentów, którego nazwiska znowu nie usłyszałam ;) Tym razem opowiadał oczywiście o grawitacji i już pierwsze doświadczenie mnie zaskoczyło. Naukowiec do jednej ręki wziął monetę, do drugiej wycięty z papieru krążek o tej samej średnicy, i puścił je równocześnie. Oczywiście moneta upadła szybciej. Następnie położył krążek papieru na monecie i spytał, co teraz spadnie prędzej. Jakoś nigdy się nad tym nie zastanawiałam, tymczasem obie rzeczy spadły równocześnie, ponieważ miały ten sam opór powietrza.
Następny pokaz ujawniał siły przyciągania elektrostatycznego poprzez odchylanie strumienia wody ku naelektryzowanemu balonikowi. Banalne, ale fajne :) Jak skomentowano w internecie - tak oto został rozwiązany problem sikania na klapę :D O ile każdy nosi przy sobie balony. Względnie insze gumowe ustrojstwa ;)
Kolejny eksperyment ukazywał ruch przy zaburzeniu środka ciężkości. Przy okazji dowiedziałam się, jak wyznaczyć środek ciężkości - wystarczy chwycić ciało, by zwisało swobodnie, przyłożyć wahadełko i odrysować linię na ciele, po czym chwycić je w innym miejscu i również odrysować linię wahadła. Tam, gdzie linie się przetną, będzie środek ciężkości. Obiekt zawieszony ponad środkiem ciężkości będzie ruszał się jak wahadło, zaś poniżej środka ciężkości będzie próbował usilnie uporządkować zaburzenie i poruszał wokół swojej osi, aż to nie nastąpi. (Nawiasem mówiąc - zawsze sprawdzam, o czym piszę i czy nie popełniam jakiejś gafy. Teraz też sprawdzałam i wyskoczyła mi dysputa fizyków pt. środek ciężkości a środek masy. Cholera, ci ludzie to kosmici :D Przeczytałam chyba dziesięć stron i nadal nie wiem, co jest czym :D)
Potem dowiedziono, że malutkim klockiem można pośrednio przewrócić klocek wielkości deski. Samym jednym maleńkim klockiem się nie uda, ale gdy postawimy jak domino klocki od najmniejszego do największego - zaczynający efekt domina, czyli przekazywanie energii, najmniejszy klocek ostatecznie "przewróci" dużą deskę.
I wreszcie zadano pytanie: czy kot spada zawsze na cztery
łapy? Odpowiedź brzmi - to zależy od wysokości.
Paradoksalnie kot mniej się uszkodzi, gdy spadnie z wyższego (w
granicach rozsądku) obiektu - ponieważ przy niższym zwyczajnie nie ma czasu, by się właściwie obrócić.
Odbyło się jeszcze kilka innych eksperymentów, ale prawdziwą magię naukowiec pokazał w ostatnim. Mianowicie chwycił za dwa końce w literę U łańcuszek (taki jak do zawieszania korka do wanny), następnie od dołu na powstałe ucho nanizał bransoletkę. Za pierwszym razem po nawleczeniu i puszczeniu bransoletka upadła. Oczywiste - przecież nie miała się o co zaczepić. Za drugim razem znów upadła - identyczna sytuacja. Popatrzyliśmy z politowaniem - ale mi wielki eksperyment. I wtedy za trzecim razem - bransoletka zawisła na łańcuchu! Wszyscy zgodnie rozdziawiliśmy gęby, ale kamerka nie kłamała, fizyk powtórzył doświadczenie i bransoletka znów zawisła. Cuda! Potem pokazał nam, na czym polegał trick. Mianowicie za pierwszymi dwoma razami po prostu nasuwał bransoletkę i upuszczał. Za trzecim razem nałożył bransoletkę, ale ustawił ją nieco pod kątem, a nie prostopadle do łańcuszka, przez co nadał jej ruch obrotowy. Dzięki temu ruchowi w ostatniej fazie bransoletka obróciła się i zagarnęła łańcuch, ów też zrobił obrót i się ze sobą splątały :D
Słowo daję, ten wykładowca jest cudowny. Mogłabym go słuchać bez końca.
Poszłam potem na chwilkę na Fizyka Kids i dowiedziałam się, że nieco nadmuchany balon można w najgrubszym miejscu podgrzewać zapalniczką i nie pęknie, ponieważ w środku skrapla się woda, która ochładza gumę.
Szukałam jeszcze symulatora dachowania, gdzie można było poczuć się jak w trakcie wypadku, ale niestety nie znalazłam. Widziałam natomiast wielkie kolejki do koparki, którą można było sterować :)
A na wykładzie o podróżach usłyszałam np., że kierunek, w którym muzułmanie muszą być zwróceniu podczas modlitwy, nazywa się kibla :D To wiele tłumaczy ;)
Ja wiem, że się jaram jak debil, bo to wszystko były widowiska dla laików i dzieci, a ja już od dawna powinnam to wiedzieć, ale cóż, jestem w pewnych kwestiach analfabetą. Co nie zmienia faktu, że ogromnie lubię gromadzić w głowie takie ciekawostki. Wracałam do domu z wielkim uśmiechem i dziką chęcią zgłębiania wiedzy- czyli cel Nocy został chyba osiągnięty. Co z tego, że mam prawie trzydzieści lat ;P
Czerwona, masz fantastyczna energie, jestem pewna, ze mozna ja poczuć fizycznie kiedy sie koło Ciebie stanie :) taka radosc, entuzjazm, na receptę powinni Cie przepisywac :D
OdpowiedzUsuńJej, dziękuję :) Aczkolwiek ja tam tego taka pewna nie jestem ;) Raczej trzeba mnie dobrze poznać, i ja muszę tego kogoś polubić, żebym mu "zaemanowała", hihi ;)
UsuńSuper wpis, radość z życia się z Ciebie po prostu wylewa :D już wiem kto mnie będzie oprowadzał po Poznaniu jak się tam kiedyś zawieruszę :P
OdpowiedzUsuńNie ma sprawy, bardzo lubię oprowadzać po moim ukochanym mieście :) Ale ostrzegam, jestem bardzo wymagająca - wymagam całodziennego łażenia bez dąsów i narzekań, za to z ciągłym zachwycaniem się wraz ze mną pięknem miasta i roślinności :D Niektórzy mogą to nawet tutaj potwierdzić ;)
UsuńJa do narzekających nie należę, więc wyzwanie chętnie podejmę :P
UsuńTrzymam za słowo :)
UsuńDokładnie, tryskasz energią na prawo i lewo :) A takie pokazy są genialne, kiedyś pracowałam przy akcji z okazji Dnia Dziecka i obserwowałam stoisko z serii "młody odkrywca". Często rodzice byli równie zaaferowani jak dzieci jakimś wulkanem z Coli i mentosów, albo piłeczką pingpongową unoszoną w powietrzu dzięki pracy odkurzacza ;)
OdpowiedzUsuńDobrze jest czasem obudzić w sobie takie zafascynowane dziecko :D
Ojeju zazdroszczę :D Ja się podniecam nawet w sklepie z zabawkami, bo tam są TAKIE fajne rzeczy! :D
Usuńooooo zabralabym na cos takiego mlodego. oszalal by, uwielbia ekspermenty wszystko topi rozpuszcza i sprawdza czy lata no i wie co to grawitacja i jak sie rozpada gwiazda... zdolny nie? musialam sie pochwalic... buzika;)
OdpowiedzUsuńBoże, z tą gwiazdą to nawet ja nie wiem :D Dzieciaki są super, małe mądralińskie :) Ale Noc Naukowców jest też u Ciebie! Tzn. była, więc za rok idź koniecznie :)
Usuńchętnie za rok sie wybiorę, młody do szkoły to akurat.., ja mam pałno książeczek dla dzieci o tym jak co działa skąd sie bierze itd. młody to chłopak więc zainteresowania ma sprecyzowane i lubi poznawac nowe. małejrurki znów nie ma? czy ja mam jakis błąd? kurcze wykruszamy sie, zostałas mi tylko ty w sumie i carrie... rany, smuteczek;)
UsuńJesusie, on już taki duży?? :)
UsuńWłaśnie też jej nie mam, tylko badylki zostały... Daj spokój, ostatnio musiałam przerzedzić linki, bo połowa już nieaktualna :(
Trudno nie zrozumieć, że muzułmanie również patrzą w stronę kibla :P
OdpowiedzUsuńPo pierwszym zdaniu wspomnienia o Rodos odżyły. :D ehhhh fajnie było :) i rzeczywiście upłynął już rok! wczoraj rok temu - byliśmy jeszcze na Rodos :)
Wybacz, zupełnie nie wiem, czemu praktycznie cały komentarz jest nie na temat postu, tylko Rodos. :P no i nie wiem czemu tyle razy mówię Rodos :P:P
pozdrawiam serdecznie,
hanibal
Myślę, że po prostu musisz kupić sobie działkę na RODOS ;)
UsuńA w tym roku czemu tak bezwyjazdowo?
Przeszłabym się z Tobą na takie widowisko :)))
OdpowiedzUsuńA u Was też było! Może następnym razem się spotkamy, albo u mnie, albo u Ciebie ;)
UsuńHej! No to zaczynam zaległe komentowanie od tego energetycznego wpisu. Wiesz, takie naukowo - techniczne klimaty to moja bajka, uwielbiam nowoczesną technikę i takie pokazy. Oczywiście do dzisiaj nie dojechałem na żaden taki pokaz, w szczególności do Warszawy, ale wszystko przede mną ;-) Swoją dziecięcą ciekawość i głód wiedzy zaspokajam filmikami prezentowanymi na youtube lub spryciarzach. Muszę Ci powiedzieć, że pierwsze moje poważne hobby to elektronika. Od 12 r.ż masę czasu spędziłem na malowaniu i wytrawianiu płytek drukowanych, lutowaniu elementów, uruchamianiu układów... Do dziś coś tam potrafię naprawić i zlutować ;-) Potem przyszła fascynacja chemią, wszelkiego rodzaju eksperymenty, głównie oczywiście pirotechniczne :-D Choć w teorii też byłem niezły, w liceum miałem z chemii 6, a nie było o to łatwo, zwłaszcza u tej mojej nauczycielki... Pojawiła się nawet koncepcja studiów na kierunku chem. Obecnie niestety brak mi już czasu i cierpliwości na powyższe zainteresowania, czasami jedynie myślę o "zrobieniu" licencji krótkofalarskiej na pasmo 2m i 70 cm, różne radia leżą i kurzą się po kątach, niestety nie wiem, czy się na to zdobędę... A wracając do Twojego wpisu, to nieodmiennie zachwyca mnie Twoja...frenetyczność :-D Nie zmieniaj się nigdy, Ty chodząca radości życia ;-)
OdpowiedzUsuń:-*
Takie filmiki są super, też je lubię :)
UsuńRany, jaki Ty jesteś zdolny... Pewnie w rozmowie na żywo tak byś mnie zagiął, że poczułabym się głupia :D A właściwie dlaczego zrezygnowałeś z chemii? To świetny zawód...
Ja nieodmiennie marzę o lataniu szybowcem :D Ale chyba bym narobiła wcześniej w majty niż bym poleciała sama ;)
Aż musiałam sprawdzić w google ;P Zawstydzasz mnie, skąd Ty znasz takie słowa?? :D
A tak w ogóle... czy Ty wiesz, że rozmawiamy już ok. 7 lat?? RANY BOSKIE! :D
Nieskromnie napiszę, że coś tam wiem, ale gdy np. oglądam 1 z 10, to daleko mi do niektórych megamózgów tam występujących. Brakuje mi ok. 20 - 30 procent ich wiedzy... Ale pamiętam zabawne zdarzenie z jednej imprezy pracowniczej, gdy graliśmy w skojarzenia i gdy już się rozkręciłem, to grupa przeciwna powiedziała, że oni nie grają dalej, jeśli nie przejdę do nich ;) Nie powiem, miło to połechtało moje ego ;-) I jestem pewien, że Ty też zagięłaś mnie w wielu dziedzinach. Z resztą nie lubię "zaginania", to takie dziecinne. Z Chemią to dłuższa historia, może kiedyś w końcu napiszę i o tym tego mega maila... Takie dziwne słowa tak mi się czasem zakodowują, czasem tak mam. 7 to ponoć fajna, szczęśliwa liczba.
OdpowiedzUsuńTradycyjnie :-*
Boże, to ja w tym teleturnieju znam odpowiedź na jakieś 5% :D Za to mój tata niemal 100%, chciałabym chociaż połowę jego mózgu...
UsuńJa nie lubię zaginania, lubię łamigłówki, ale nie wtedy, gdy ktoś ewidentnie robi to dla szpanu i się panoszy. Ma być zabawa, nie zawstydzanie kogokolwiek. Nie lubię rywalizacji... Jedyne, w czym mogłabym rywalizować, to w guście muzycznym. Tu pochlebiam sobie, że wiem jednak więcej niż przeciętny słuchacz :)
A dziwne słowa sama też uwielbiam. W ogóle kocham polski język i lubię poznawać nowe słowa. To fascynujące, posługuję się tym językiem całe życie, a ciągle tak wielu słów nie rozumiem :D
8 będzie jeszcze szczęśliwsza ;) :*