2 sierpnia 2014

Nie potrafię wolno ;)

I ganiam dalej! Podkład muzyczny TU.

W oczekiwaniu na dłuższy urlop wyrwałam się na chwilę z rodzinką do Wrocławia. Już sam dojazd sprawił nam lekką niespodziankę, ponieważ klima zgłupiała i postanowiła odprowadzać płyn... do kabiny. Czyli po jakiejś godzinie pod pasażerem - w tym wypadku pode mną - robiła się kałuża, którą trzeba było regularnie  wylewać. Podłożone szmaty też nie dawały rady i co jakiś czas musieliśmy robić przerwy, by je wykręcić. Ludzie wydają pieniądze na basen, a ja mam prywatny za darmo, i to przenośny :D

Ulokowaliśmy się w cudnym i przytulnym hostelu, gdzie mieliśmy do dyspozycji 7-osobowy pokój z kuchnią. Kolorowo, uroczo, a obsługa przemiła i pomocna - niestety dość oddalony od centrum, więc w tym kosmicznym upale dojście do Starego Rynku trochę nam zajęło, a na domiar złego nie on był naszym głównym celem, tylko Ostrów Tumski z katedrą i Ogrodem Botanicznym. Do tego ostatniego lecieliśmy jak głupi, ponieważ kasy były czynne do 18 (swoją drogą płatny Botanik? U nas jest za darmo!), a my dziesięć minut przed czasem nawet wejścia nie mogliśmy zlokalizować! Ostatecznie obeszliśmy go sobie ślicznie dookoła, a właściwie obiegliśmy, po czym okazało się, że tym razem i tak kasy zamknęły się już o 15, więc wpuszczono nas za darmo :D Ot, poznańska oszczędność ;) 

W ogrodzie ujawnił się mój dramat. Po zrobieniu kilku zdjęć... najzwyczajniej w świecie padły mi baterie! Prawie zeszłam na zawał, bo wcześniej sprawdzaliśmy poziom naładowania i był ok. No rozpacz. Ponieważ jednak mam aparat starego typu, na baterie AA, zrobiłam to, co zawsze robię w podobnej sytuacji z tego typu bateriami, czyli oszukałam rzeczywistość i pozamieniałam je miejscami, co dało im odrobinę życia. Nie wiem, dlaczego tak jest, ale zawsze działa, oczywiście tylko na chwilę, dlatego proces powtarzałam średnio co 5 zdjęć... dzięki czemu udało mi się opstrykać praktycznie całość :D Klęłam przy tym jak cholera, gdyż pod koniec już mi się zaczął w pół zdjęcia wyłączać, ale dałam radę! Po wyjściu nawet chęć wysikania się nie wytrzymała konkurencji z potrzebą kupna baterii (bo oczywiście ładowarki do akumulatorków nie wzięłam - przecież były naładowane! taaa).  
Ciężko się zwiedza w takim ukropie. Trzeba kupować milion wody na zapas, przez co po powrocie do domu ze zdziwieniem znaleźliśmy w bagażach 10 niedopitych butelek mineralki :D Na szczęście Wrocław jest bardzo zielonym miastem i oferuje sporo miejsc do schronienia się przed palącym słońcem - oraz oczywiście do obcowania z przyrodą. Wspomniany Ogród Botaniczny obfituje w rozmaite gatunki roślin, i - przyznaję - są one zdecydowanie lepiej opisane niż w Poznaniu. Być może ma to związek z płatnym wstępem ;), w każdym razie widać wielką dbałość o stronę dydaktyczną. A na dodatek mieści się tam wiele ławeczek ze stolikami w starym stylu, co czyni to miejsce jeszcze bardziej przyjaznym. Tego nieco zabrakło mi natomiast w Ogrodzie Japońskim, który odwiedziliśmy kolejnego dnia. Być może w ogóle zbyt wiele się po nim spodziewałam - w każdym razie nie do końca spełnił moje oczekiwania. Teoretycznie zachowuje wszystkie elementy sztuki japońskiej, ale sądziłam, iż tych elementów znajdę jednak dużo więcej. Aczkolwiek oczywiście sam w sobie jest piękny i urzekający, podobnie jak przylegający doń ogromny Park Szczytnicki.

Szalenie podobały mi się też okolice katedry. Ciche zakątki, bliskość rzeki, spokojne uliczki, urocza knajpka ze stolikami wprost na chodniku, gdzie zjedliśmy pyszne pierogi zbójnickie... miałam wrażenie, że jestem u krewniaka Pragi :) Ciekawe, jak będzie wszystko wyglądać, gdy skończą się przygotowania do bycia Europejską Stolicą Kultury. Póki co trochę szpecą, ale wiadomo, cel uświęca środki.
 Ze wszystkich punktów programu najbardziej zaskoczyła mnie Panorama Racławicka. Spodziewałam się nudnego obrazu, z którego zrozumiem niewiele ponad to, co dopowie mi tata. Nic bardziej mylnego!  W środku rotundy przez głośnik najpierw opowiedziane jest tło historyczne, po czym ten sam głos wprowadza w szczegóły bitwy uwiecznionej na płótnie, kierując nas kolejno w charakterystyczne punkty i opowiadając sprawnie, co w danej chwili oglądamy. Pod obrazem wystawiona jest ekspozycja nawiązująca do tego, co w konkretnym miejscu zostało namalowane, czyli np. piaszczyste podłoże, uschnięte krzaki, kawałki broni itd. A sam obraz? Cudo! Wspaniała gra cieni daje efekt wręcz 3D, przez co czujemy się, jakbyśmy brali udział w wydarzeniach, przenosząc się w czasie i przestrzeni. Niezwykła dokładność i precyzja, dbałość o szczegóły, imponujące rozmiary i mocno patriotyczny wydźwięk wywołują niezapomniane emocje, zwłaszcza po uświadomieniu sobie, że tak genialne malowidło z przyczyn politycznych sporo lat czekało na ponowne udostępnienie. I przysięgam, kiedy oglądam teraz zdjęcia, które zrobiłam, nie umiem stwierdzić, gdzie kończy się obraz, a zaczyna ekspozycja. Tak doskonałe jest to dzieło.
Byłam już trzy razy we Wrocławiu, chętnie jednak wrócę. Zwłaszcza że do tej pory znalazłam zaledwie 6 krasnali! Tutaj pozdrawia Was Życzliwek :)

10 komentarzy:

  1. Wrocław jest na mojej liście na równi z Poznaniem, tym bardziej, kiedy piszesz, że tam tak zielono :))) Aż mi się zachciało iść do naszego ogrodu botanicznego... Ale najpierw trza się wykurować do końca, a poza tym harować ile wlezie.

    Z tymi bateriami pewnie dostałabym jakiegoś szału, zwłaszcza na upale ;))) Ostatnio jestem wybitnie mało cierpliwa, jeśli chodzi o złośliwość przedmiotów martwych. Nie dziwią mnie już jutubowe filmiki, na których urzędnicy rozwalają klawiatury ;D

    Hostel, powiadasz... Przypomniała mi się moja szalona weekendowa impreza i w ogóle całokształt tej nieszczęsnej wycieczki ;)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale najpierw Poznań! :)

      Mnie te baterie tak osłabiły, że najpierw miałam ochotę usiąść i płakać. Ale potem postanowiłam, że o nie, nie poddam się :D Efekt jest imponujący jak na fakt, że baterie były praktycznie całkowicie wyczerpane :D

      No cóż, podjęłaś ryzyko... Nie zawsze się opłaca, ale pewnie byś żałowała, gdybyś nie sprawdziła, jak będzie. Najwyraźniej do pewnego stopnia stereotypy mają swoje uzasadnienie, niestety ;)

      Usuń
    2. No właśnie Wrocław może być rozgrzewką - bo jest bliżej, 2 godzinki z haczykiem i jesteśmy :))) Na Poznań chcę poświęcić więcej czasu :)))

      To teraz na wycieczkę powinnaś wziąć całą torebkę baterii - tak dla pewności ;)))

      Ano życie, można rzec. Człowiek się uczy na błędach.

      Usuń
    3. A no tak. To jesteś usprawiedliwiona :) W sumie zapomniałam, że Kraków jest dość daleko :D Ale to drobiazg przecie :D
      Spoko, biorę ładowarkę, to powinno starczyć :)

      Usuń
  2. wow, może kiedyś pojadę. zdjęcia cudne. krasnale? to ich się szuka? we Wrocławiu?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak :) Mają ich już chyba bardzo dużo, jest specjalna mapa, na której są zaznaczone, ale większa frajda, gdy się znajdzie przypadkiem ;)
      http://krasnale.pl/krasnale/
      Mój nazywa się Życzliwek :D

      Usuń
  3. O, mój Wrocław..!

    Mam identyczne odczucia, co do Panoramy Racławickiej. Widziałam ją jeden jedyny raz w gimnazjum i bardzo mile mnie zaskoczyła.
    Park Szczytnicki jest piękny, ja lubię też bardzo Park Południowy (z pomnikiem Chopina). Oba są daleko od mojego mieszkania, ale staram się tam od czasu do czasu wpadać ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Być może jeszcze w tym roku uda mi się pojechać do Wrocka, to zajrzę do tego parku :) Fajne miasto :) Ciekawe, czy Cię gdzieś przypadkiem nie minęłam po drodze :D

      Usuń
  4. Też się wybieram do Wrocka jesienią ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, to może sobie gdzieś tam pomachamy, bo ja też o tym myślę :)

      Usuń