23 listopada 2012

Bezkompromis

Ostatnie dni uświadomiły mi istotną rzecz. Mianowicie że z biegiem czasu nauczyłam się być bezkompromisowa w pewnych sprawach. Po latach doświadczeń i niepowodzeń już wiem, że:
1. brak zainteresowania oznacza ni mniej ni więcej, tylko brak zainteresowania ;)
2. i choćbym nie wiem jak się oszukiwała i usprawiedliwiała drugą stronę, to jednak patrz punkt 1.;
3. potrafię się zakochać nagle, szaleńczo, cudownie i młodzieńczo
4. i równie szybko uciąć to w zarodku, gdy widzę, że punkt 1.,
5. co prawdopodobnie chroni mnie przed wielomiesięcznymi nerwami i ostatecznym rozczarowaniem;
6. tak, nie wiem tego na 100%, ale już nie zamierzam walczyć z przeczuciami, bo statystycznie rzecz biorąc się nie mylą;
7. potrafię za to walczyć o miłość, ale przede wszystkim zawsze będę walczyć o siebie,
8. ponieważ siebie kocham najbardziej, dla siebie muszę być dobra i nie mogę się katować dla kogoś ani przez kogoś,
9. a jeśli się katuję, to znaczy, że ten ktoś jednak nie jest tym właściwym,
10. co oczywiście nie oznacza, iż będę odpuszczać przy każdej okazji, ale są pewne ogólne zasady, definiujące pojęcie i stopień zaangażowania w temat, więc jeśli ów jest niski, to punkt 4.

Wiem, że to, co się działo w ostatnich dwóch notkach, mogło wyglądać na szamotaninę jakiejś nastolatki, a nie dorosłej baby, ale w zasadzie to nawet fajne doświadczenie :) Prawdę mówiąc nie podejrzewałam siebie o podobną paletę doznań i emocji, nie pamiętam, czy kiedykolwiek mnie równie nagle trafiło, z taką mocą i siłą uczuć rozmaitych, z tragizmem sytuacji zupełnie pozbawionym ironii, jakby wszystko dotyczyło kogoś zupełnie innego, a nie mnie, czołowego w tych sprawach cynika. Dałam z siebie wszystko i chociaż się nie opłaciło, to jednak... nie żałuję. Wspaniale jest na chwilę stracić głowę.
Na chwilę :)

Jednego tylko nie rozumiem - dlaczego kiedy kobieta potrzebuje kontaktu i zaangażowania, zarzuca się jej ograniczanie męskiej przestrzeni, infantylność itd., a gdy to samo robi mężczyzna, to jest najcudowniejszy, bo uczuciowy i romantyczny. Dlaczego mam upychać gdzieś na dno moje potrzeby? Gdybym była mężczyzną, to nawet bym cienia poczucia winy nie miała, że ośmielam się czegoś żądać. A jako kobieta, karmiona chorymi poradnikami, które przestrzegają nas przed wystraszeniem faceta i Bóg wie czym jeszcze, miałam wrażenie, że robię coś złego, jasno stawiając sprawę. Oczywiste jest, że nie należy po pierwszej randce wyznawać komuś miłości i chęci zamążpójścia, lecz pewne zasady dobrze jest wyświetlić na początku, aby uniknąć rozczarowań. Szkoda czasu i pieniędzy! Lepiej obie te rzeczy zainwestować np. w maraton po sklepach i zakup dwóch kompletów absolutnie seksownej bielizny - w której niezainteresowany facet mnie nigdy nie obejrzy, i jest to bezsprzecznie jego strata. Li i jedynie!

19 listopada 2012

Zlew

Dobra tam, możecie olać poprzedni post, bo to i tak już chyba nieaktualne. Facet nagle zaniemówił, oczywiście praca, bla bla, pierdu pierdu. I jak zawsze nie widzi żadnego problemu w tym, że nie odzywa się do mnie słowem przez cały dzień. Mam tego dość, jakiś pieprzony schemat, nigdy sobie nie znajdę normalnego człowieka, który się będzie mną normalnie interesować, i generalnie chuj z tym wszystkim. Chwila szczęścia i ocean żalu to bilans zdecydowanie zbyt mało korzystny, żeby mi się chciało prędko spróbować ponownie. Ale naprawdę aż nie mogę uwierzyć, że znów identyczny problem...

Jednak intuicja...

18 listopada 2012

Mózg i inne organy

Uwaga, będą bzdury i dyrdymały, ale muszę, bo inaczej pęknę z nadmiaru myśli. Żeby nie było, że nie uprzedzałam.

Po prostu ogromnie się boję. 
Tzn. można powiedzieć, że wpadłam jak śliwka w kompot :) I to zupełnie znienacka. No dobra, nie całkiem znienacka, ponieważ rozmawiamy praktycznie od pierwszego dnia na tym cholernym portalu ;) Ale na początku, jak to ja, traktowałam wszystko z buta, jak rozrywkę i nic więcej, i nie było opcji, że będzie coś więcej. Jednak z każdym kolejnym wymienionym mailem, który rozrastał się powoli do rozmiaru książki, zaczynałam sobie uświadamiać, że rozmawiam ze świetnym facetem. Przed pierwszym spotkaniem miałam normalnie sraczkę z nerwów i zastanawiałam się głęboko, czy sobie nie golnąć na odwagę ;) Ostatecznie poszłam na trzeźwo i spotkanie to uświadomiło mi, że... 
No niestety to jest świetny facet ;) Nie wiadomo, jak to się stało, ale rozmawialiśmy, jakbyśmy się znali od stu lat, tylko niewiele z tego pamiętali i musieli sobie wszystko przypomnieć ;)

I generalnie wszystko by było cacy, naprawdę bardzo cacy (Jezu, jak on całuje), tylko... ja nie wiem, mam chyba jakąś klątwę drugiej randki czy coś. No po prostu zawsze, przy każdym, dosłownie każdym nowym mężczyźnie łapię po niej gigantycznego doła i widzę wszystko w czarnych barwach. Aktualnie boję się, że się nie uda, bo on ma pracę na etacie i dodatkowo własną firmę, i że zwyczajnie nie będzie miał dla mnie czasu i przestanie się mną interesować. Przerabiałam to ze Strzelcem, i chociaż tam główny powód rozstania był inny, to na pewno jego pracoholizm nam nie pomógł. A jednocześnie zależy mi jak nigdy, żeby się udało. (Chociaż oczywiście poczekajmy z takimi deklaracjami do pierwszego seksu ;)). Z trzeciej strony w sumie nie zniosłabym faceta, którego by było przy mnie za dużo. Jak miło być zdecydowanym i ogarniętym, prawda ;) Kurna, zawsze wierzyłam w intuicję. Teraz intuicja się na mnie wypięła, no chyba że to powyżej to intuicja, ale ja wcale nie chcę takiej intuicji, chcę wierzyć, że się uda w końcu!

Generalnie nienawidzę tego stanu. Ma zły wpływ na żołądek, nie wspominając już nawet o mózgu. W czaszce mnie łupie z tego miksu emocji! A jednocześnie nie zamieniłabym tego wszystkiego na spokój i nudę sprzed dosłownie parunastu dni ;) Czy ja mam jakąś schizofrenię? Czy to normalne? Plis, pomóżcie, bo czuję się jak dziecko we mgle. Może Wy coś z tego mojego pomieszania zmysłów zrozumiecie lepiej niż ja... Wiem, to trudne zadanie ;)

10 listopada 2012

Wieczność

Dziś dosadzaliśmy kilka krzaczków do ligustrowego żywopłotu. Utytłałabym się na amen, gdyby nie to, że na szczęście na działce mamy mnóstwo starych ciuchów. Wybrałam sobie więc jakże urodziwe wdzianko ze starej kurtki, którą nosiłam w... podstawówce. Co ciekawe, kurtka po latach okazuje się grubo za duża, a nie przypominam sobie, żeby trenowano na niej przeciąganie aut czy coś mogącego się równie dobrze przysłużyć wybitnemu rozciągnięciu. Wychodzi na to, że ja po prostu zakładałam na siebie taką gigantyczną odzież. Przestaję się dziwić, dlaczego chłopak, w którym byłam na zabój zakochana, zupełnie nie chciał na mnie spojrzeć ;D 
Swoją drogą jak, jak to możliwe? Czy moi rodzice nie mieli oczu? Jak mogli mi kupić coś takiego i jeszcze wmówić, że dobrze wyglądam? I fokle przecież to zimno, wieje od spodu, wieje olbrzymimi rękawami, w których mogłabym jeszcze zmieścić po dwie sztuki karabinów maszynowych, nawet w kapturze wieje, wyglądam, jakbym miała wodogłowie, a całość rozdyma się tak, że bez problemu mogłabym za chwilę pofrunąć... Nie no, zdecydowanie aktualny dział dziecięcy dużo bardziej sprzyja urodzie. I młodocianym związkom ;)



(Tak tylko informacyjnie - w każdym poście każde zdjęcie można powiększyć, klikając na nie.)

W wolnych chwilach czytam książkę o Syberii i z jednej strony zazdroszczę Pałkiewiczowi przygody, surowych, oślepiających bielą widoków, nieskażonych dymem haustów powietrza oraz ogłuszającej ciszy; z drugiej zaś... chyba wolę własne podwórko. Nie jestem pewna, czy polubiłabym się z mrozem dochodzącym do 67 stopni oraz letnimi skokami temperatur - w tajdze bowiem w tym okresie miesięczna amplituda potrafi osiągnąć nawet ponad 60 stopni! Kto by pomyślał, że w takim miejscu zdarzają się 40-stopniowe upały, za sprawą których na roztopionej wierzchniej warstwie wiecznej zmarzliny pojawiają się mokradła i bagna - idealne siedlisko dla upierdliwych owadów. Tak, tak, nasze komary to wypierdki mamuta w porównaniu z tamtymi komarami. Syberyjskie potrafią zmęczyć ludzi i zwierzęta znacznie bardziej niż przenikliwe zimno. Razem z muszkami pchają się nawet do nosa, i to w takiej masie, że już niejeden renifer padł przez nie z braku dostępu powietrza!
Zdecydowanie wolę się wobec tego wściekać na rodzime paskudztwa. No i (przy dźwiękach "Eternity") móc podziwiać jesień taką jak ta, która właśnie powoli odchodzi w niebyt.


 Kiedyś wróci, a tymczasem powoli stałą częścią dnia staje się to:

 

Dzięki czemu sezon mandarynkowo-miodowo-grzańcowy uważam za rozpoczęty :)

4 listopada 2012

Oczekiwanie na cud

Dobra, przyznam się. Zrobiłam to. Zarejestrowałam się na pewnym portalu, który służy do zawierania mniej lub bardziej (nie)zobowiązujących znajomości. Osoby namawiające mogą czuć się winne ;) 

Pierwsze zetknięcie z takim miejscem rodzi coś na kształt szoku i podniecenia. Nagle opada człowieka chmara facetów (plus jedna pani, która po początkowym podejrzewaniu jej o inną orientację okazuje się być po prostu pomocnym pracownikiem portalu) i sto milionów mrugnięć i maili od nieznajomych; wydaje się więc, że znalezienie kogoś fajnego będzie proste jak penis, i potrwa góra 5 dni. Gdy jednak zagłębiam się w te wszystkie wiadomości - nagle jakby ktoś zdmuchnął świeczkę na torcie i jest po herbacie. 

Losie. Przebić się przez to stado dziwadeł graniczy z cudem. Przepraszam, nie chcę nikogo wyśmiewać, być może są to naprawdę fajni ludzie face to face, ale ja mam zboczenie przez blog i naprawdę nie umiem rozmawiać wirtualnie z kimś, kto np. na moje zagajenie odnośnie czegoś z jego profilu odpowiada mi: "Biorę cię w ciemno!". Moja wyobraźnia rusza pełną parą i albo widzę, że on mnie chce brać ciemną nocą w ciemnym aucie, albo chodzi mu o jakąś wyjątkowo ciemną część mojego ciała ;P No i co tu takiemu odpisać, żeby nie nawiązać w żaden sposób do seksu? Zaczynają mnie też już wkurwiać maile pt. "Powiedz mi coś więcej o sobie", ewentualnie "Co tam słychać u ciebie". Jeden zapytuje, czy miałabym ochotę korespondować, i zaprasza mnie do znajomości, to naprawdę ładnie z jego strony ;D Nie odpisuję na to, więc biedak dobija się dalej, o co mi chodzi, czy może nie rozmawiam z nieznajomymi :D (Ciekawe, po co miałabym w takim razie zakładać konto). W międzyczasie mam też już od innego zaproszenie do spa. Czy ludzie naprawdę nie rozumieją, że słowa są po to, żeby kogoś zaczarować? Wiem, czepiam się i jestem bezczelna, wymagając od kogokolwiek zaangażowania, tylko że mi nie chodzi o to, by pisać maile na 15 stron, czasem wystarczy jedno zdanie, ale celne, pokazujące, że ktoś ma zbieżne poczucie humoru itd... Aczkolwiek wydaje mi się, że i tak nie trafiają mi się aż tak bardzo "wyjątkowi inaczej". Ci "moi" nawet w większości potrafią napisać składne zdania i robią mało błędów ortograficznych! Czuję się podbudowana, haha. A tak szczerze mam nadzieję, że to, co spłodziłam o sobie, w jakiś sposób dalej będzie kosiło półgłówków i zostawiało jednak mimo wszystko w miarę normalnych. A przynajmniej takich, którzy nie będą mnie nękać namawianiem na seks.

Generalnie ciekawe opisy to rzadkość. Króluje moje ulubione "jestem jaki jestem" :D No doprawdy, uwielbiam. Na drugim miejscu widnieje "napisz, a sama się przekonasz" ex aequo z "nie lubię/nie umiem pisać o sobie/nie lubię się chwalić" oraz "tak naprawdę znają mnie tylko ci, którzy mnie znają" (no niebywałe!). Na trzecim miejscu stawiam ekipę, która uważa, że nikt nie czyta tych opisów, więc po co się wysilać :D Jest też koleś, który w miejscu, gdzie należy opisać siebie... obrzuca błotem kobiety. Bo my takie be, bo niczym się nie interesujemy, bo puste lale, które nie widzą świata poza swoim własnym wyglądem. Co ciekawe, poniżej nasz lowelas dodaje, że panienki bez foty w profilu mogą się od razu odpałować, bo on nie będzie na takie tracić cennego czasu i energii :) 
Ale póki co wygrywa pan, który na swoje główne zdjęcie wybrał takie prosto spod prysznica, z jedną ręką (tak wielką, że spokojnie mógłby mnie nią złamać na pół), przeczesującą bujny włos, który rośnie mu również na obfitej piersi i pod pachą. Nie zdjęcie mnie jednak najbardziej frapuje, jeno podpis, który głosi: "Może to ty". Teraz to ja już nie wiem, kogo on szuka, ale że nie kobiety, to pewne :)

Żeby jednak nikt mnie nie posądził o dyskryminację, uczciwie przyznaję, iż z kobietami wcale nie jest lepiej. Poprzeglądałam sobie konkurencję i stwierdzam, że faceci mają tak samo przejebane jak ja :) Wśród pań dominuje oczywiście "jestem jaka jestem" oraz wszystkie inne konfiguracje usiłowań, by tylko nie napisać nic ciekawego. Kolejny częsty motyw to wymienianie, jaką to się jest niezwykłą, inną, szaloną i zwariowaną (absolutna standardowość dwóch ostatnich zdaje się sugerować, że duża część populacji w naszym kraju ma nie po kolei w głowie. Hm, w zasadzie może i racja), nieprzystosowaną, delikatną oraz romantyczną. Urzekają mnie opisy w stylu "lubię waniliowy i pistacjowozielony kolor, zbierać nenufary z powierzchni krystalicznego stawu, chłonąć zapach świeżo rozpalonej świecy o kształcie kwiatu paproci i szeptać czule w uszko do ciebie, mój aniele". Jedna pani chce (pisownia oryginalna) "przyglądać się spod przymrożonych powiek, jak zasypiasz pod dotykiem moich włosów". Ciekawe, czy włosy też ma przymrożone :D 
Owszem, ja też czasem ukazuję światu takie cudne dyrdymały, ale robię to z potrzeby chwili, a nie kiedy chcę znaleźć jakiegoś samca. Może jestem cyniczna i zazdrosna, fokle paskudna, a mój profil też pewnie na niejednego działa odpychająco, ale gdybym była facetem, to umarłabym na widok powyższego z nudów, przerażenia (że będę musiała pisać wiersze czy coś w tym rodzaju) i nadmiaru słodyczy. Dobra, wiem, ludzie są różni, nie należy mierzyć wszystkich własną miarą. Ale to również nie oznacza, iż czytając to wszystko, nie mogę pękać ze śmiechu :)