16 marca 2015

Doświadczenie vs life

Muszę się do czegoś przyznać. Obejrzałam wczoraj z Lessy i Górołazką "50 Shades of Grey" i doskonale się bawiłam :D A zjawiłam się u miłych panienek w nastroju zgoła podłym, w końcowej fazie PMS, po całym tygodniu głębokiego wkurwa, którym zdołałam załatwić mnóstwo rzeczy, łącznie ze zruganiem i wyrzuceniem z pokoju jednego współpracownika (w ramach misji tępienia głupoty i chamstwa smarkaterii - zbierało mu się już od dawna, a mój wybuch zdziwił go na tyle, że aż mnie przeprosił, hłe hłe, nie ma to jak moralne zwycięstwo wieku i doświadczenia :D), w dniu, w którym nagle opadłam z sił i cała wściekła żółć zmieniła się w obfitą otchłań żalu do świata o wszystko. Usiadłam u nich z postanowieniem jęczenia i wylewania łez, a tymczasem się nawpierdzielałam pysznych rzeczy (domowe Rafaello, naleśniki z farszem meksykańskim, mozzarella z pomidorami, niebieski drink), wygrzałam i naśmiałam jak rzadko, ponieważ nasze dość sceptyczne w kwestiach romantycznych miłości umysły nie pozwoliły nam przeżyć seansu w natchnionym milczeniu, w związku z czym nawet nie robiłyśmy pauz na siku, bo reszta relacjonowała poszkodowanej na bieżąco każdą scenę. Najgorzej trafiła Górołazka, którą przycisnęło w najgorętszej scenie, więc jej relacjonowałyśmy niezwykle szczegółowo, np.:
- Podchodzi do niej!
- Wiąże jej na ręce węzeł tatrzański!
- Wącha jej pachę!
- Coś dotyka, ale nie pokazują, co!
- Zdejmuje jej majtki!
- Wącha jej majtki!
- Bada jej jamę brzuszną i kieruje się w stronę wzgórka łonowego!
- Chwila ruchów posuwisto-zwrotnych!
- Osiąga szczyt!
- Już! 

No i tak mniej więcej wyglądał ten film :) Ale chyba teraz będę miała do niego wyjątkowy sentyment :D
I naprawdę podoba mi się muzyka - TU. Taka... amerykańska, trochę niepokojąca, niby pościelówa, ale deszczowa, nie wiem, jak to ująć... Nawiasem mówiąc ja bardzo chcę polecieć do Ameryki. I trochę tam pobyć. Tak tylko piszę, gdyby ktoś się zastanawiał, co zrobić z bezpańskim biletem ;)

Poza tym był to tydzień dość szalony. Z tatą w kinie na "Ziarnie prawdy" prawie przeżyłam zawał, i to nie tylko z powodu milusich scen typu sekcja zwłok, ale również za sprawą mojej własnej... rodzicielki. Która doskonale wiedziała, dokąd idziemy, a zadzwoniła do mnie w trakcie seansu dwa razy. Gdy to zobaczyłam, tak się przeraziłam, myśląc że się coś stało, że ledwo wybrałam numer, a wtedy moja mamusia postanowiła mnie poinformować, iż... nie ma miejsca na parkingu! i że trzeba pojechać na drugi!
%%@#^^&#^!!!! Ja tu palpitacje, a ona mi o jakimś parkingu...! Losie. Nie wiem, co jej strzeliło do głowy, bo jako żywo to była ostatnia rzecz, która mnie wówczas interesowała...

Następnego dnia natomiast dość przypadkowo otrzymałam darmowe bilety na "Upiór w operze" i całą rodziną doznaliśmy duchowego oczyszczenia. Piękne doświadczenie, cudowny, mięciutki, delikatny jak puch, ciepły, po prostu anielski głos Anny Lasoty i wspaniała oprawa mimo niewielkich rozmiarów sceny Teatru Muzycznego. Gdy zaśpiewali chórem, aż w przeponie zahuczało! I fajnie, że cały musical był po polsku. 

A w sobotę poszłyśmy z Bosską na imprezę. Miałyśmy opijać z dziewczętami jej imieniny, ale panienki się wypisały i zostałyśmy same. W wijącej się kolejce do wejścia nasz zapał nieco osłabł, zwłaszcza że do darmowego wejścia zostało 10 minut, a średnia wieku wręcz porażała, lecz nie ugięłyśmy się pod wizją powrotu do ciepłego łóżka, się uparłam, że wejdziemy i chuj, jak nie tu, to gdzie indziej. Oczywiście że wlazłyśmy za free! Przy barze wyszedł mój brak obycia i poprosiłam barmana o drinka owocowego. Jak on mi zaczął wlewać do tej szklanki milion mikstur, to aż mnie przytkało i szybko policzyłam, ile mogę mieć siana w portfelu, ale na szczęście zdarł ze mnie tak dość standardowo, a i całkiem pysznie, aczkolwiek szczerze wydaje mi się, że zapomniał o wlaniu alkoholu, a przecież wejście było od 21 lat ;P Ej właśnie! Kurde, wpuścili mnie bez pokazania dowodu! No skandal :D 
No i cóż można rzec o tej imprezie, to było jak zwykle studium socjologiczne :D Z powodu znikomej ilości alkoholu oglądałam ten świat trzeźwa jak świnia, obserwując np. na kolesia, który wykonywał tzw. obczajkę panienek, stojąc jak cep w tłumie roztańczonych, a taki dziwny był, jak wyciosany posąg z Wyspy Wielkanocnej, z zupełnie płaską czaszką z tyłu :D Pomiędzy kusymi spódniczkami kręcił się koleś w garniturze, ewidentnie bardzo pragnący być sponsorem. Poza tym niesamowicie wkurwiała nas jedna laska, która wepchnęła się między nas, mimo że miała ocean miejsca za nami, myślę, że chciała po prostu pokazywać dupę kolesiom, z którymi przyszła, ale wspólnymi siłami ją spacyfikowałyśmy - Bosska biodrem, ja łokciem. Potem jeszcze jedną laskę musiałam potraktować czule z łokcia, bo pchała się na mnie jakoś natrętnie. Gdy wykonałam ów gest, odwróciła się, popatrzyła na mnie ciężko spod pięciu warstw tuszu i zapewne sądziła, że to wystarczy, ale nie przewidziała, że ma przed sobą trzydziestolatkę w rozpasanej formie PMSu :D Spojrzałam jej prosto w oczy dłuższą chwilę i nawet nie musiałam specjalnie w to wkładać uczucia, bo sama się odwróciła i potem już nie właziła w drogę. Znów moralne zwycięstwo doświadczenia :D DJ-owi nawet czasem udawało się trafić w nasze gusta, zwłaszcza podobała mi się przeróbka "Grandy" Brodki - TU. Wracałyśmy jak za czasów studenckich, roześmianym nocnym tramwajem, w którym pan za nami narzygał sobie do rękawa i trochę obryzgał Bosską. Zniewagę - w imię odmładzania się - zniesłyśmy ;)

Mam nadzieję, że ta długa opowieść wystarczy za usprawiedliwienie równie długiej nieobecności ;)

18 komentarzy:

  1. do rękawa hahaha! A polibuda z wami wracała? Nie ma nic lepszego niz nocny autobus z imprezy wyładowany studentami polibudy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie tak, bo to blisko mnie, ale trudno nam było się skupić na reszcie pasażerów ;)

      Usuń
  2. Odpowiedzi
    1. Nooo, warto się na to przejść, ale co ciekawe, niby takie biedne jest społeczeństwo, a żeby dostać bilety, trzeba mieć niewiarygodne szczęście!

      Usuń
  3. Ależ długi wpis!!! Trochę już tęskniłem, nawet popełniłem trzy komentarze, z czego dwa raczyłaś zauważyć ;-) Może jutro napiszę więcej...

    :-*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też tęskniłam! Za tym miejscem i Wami, no ale czasem po prostu się nie składa, na dodatek mam jakąś śpiączkę i naprawdę wieczorami usypiam w każdej pozycji...

      Usuń
  4. Relacja z oglądania filmu super :D
    Do Ameryki czy konkretnie do USA? :P Bo jeśli chodzi o USA to chyba trudniej dostać wizę niż zebrać kasę na bilet :P

    Mama Cię po prostu strollowała :D

    Pracowity tydzień, trochę filmu, trochę teatru a na koniec balety. I like that! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszędzie, ale z przewagą USA :) Niee, podobno teraz już jest spoko z wizami... Ja wyglądam tak niewinnie, że na pewno mi dadzą :D

      Kolejny tydzień zapowiada się tak samo... Wykończyć się można :D

      Usuń
    2. Ciężko jest lekko żyć powiadają :P

      Usuń
    3. Bo życie w ogóle jest ciężkie ;P

      Usuń
  5. Może kiedyś oglądnę tego Gray'a, ale raczej zdecydowanie nie na trzeźwo, bo się nie odważę ;)))

    A w ogóle to jak tak czytałam o tym traktowaniu łokciem i innych technikach pacyfikowania niuń, to od razu przez myśl mi przeleciało, że jak będziesz kiedyś w Krakowie (albo ja w Poznaniu), to musimy się razem wybrać na imprezę :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spoko dałabyś radę :D A muza naprawdę fajna. Chociaż przypadkowo natknęłam się od razu na szybszą wersję soundtracku i taką Wam tu wkleiłam, oryginalne tempo jest słabsze moim zdaniem ;)

      Haha, coś czuję, że będziemy mieć sporo miejsca dla siebie na parkiecie :D Nie ma sprawy, miejscówka z dzieciarnią jest, można iść :D

      Usuń
    2. Nie takie rzeczy oglądałam, to i to strawię. Przy winie i innych takich... Choć przyznam, że parę moich szarych komórek postradało już życie przy okazji hardkorowych seansów, to trochę się boję ;)))

      Co do imprezy, pozostaje nam tylko czekać na okazję :))) Choć jak tak słucham i czytam o dzisiejszych hulankach z przytupem, to sobie myślę, że naprawdę chodziłam na inne (całkiem możliwe, że organizowane na innej planecie). U nas nikt się nie lał, nie popychał, nie traktował z bara. Za to jak się wpadło w pogo, można było stracić jedynki - coś za coś. Z dzisiejszych imprez wraca się chyba z kłakami w garści. Taki łup wojenny ;)))

      Usuń
    3. Po Pamiętnikach z wakacji na pewno trochę ich uciekło :D Ale spokojnie, to na pewno były te nieważne komórki!

      Ja w pogo nie popadałam zbyt mocno. Zawsze się bałam, że dostanę w oko i że mnie stratują. To było na tyle prawdopodobne, że wolałam się od kotła trzymać z daleka ;) A łupami wojennymi były wtedy obśrupane blachy na glanach :D

      Usuń
  6. rany, oglądałas?! heh ja przebrnęłam przez dwie części ksiązki. amerykanizm mnie odrzucił więc film dla nie bez echa, nie łudziłam się, że seks ze pejcze w kinie pokażą.., zresztą.., miło poimprezować. tez ostatnio troszkę. ech.., dół myslę minał?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja przebrnęłam przez wszystkie, film też słaby, ale jakieś takie tęsknoty wzbudził, nie powiem ;) Czy dół minął, hm, to taka sinusoida jest... ;)

      Usuń
    2. jesli stała to wszystko w normie. bardziej podniecały mnie "wilgotne miejsca" a sa doprawdy obrzydliwe ha ha ha cmok;) takie żarcik ale książkę przeczytałam tylko dla osób o mocnych nerwach.

      Usuń
    3. Jak się jest na takiej pustyni jak ja, to na pewno ;)

      Usuń