Świat oszalał, zawyć mogę za Peszkówną "Nie ogarniam, Jezus Maria", w pracy wszyscy dostali jakiejś zbiorowej sraczki na punkcie świąt, ale jakby się zastanowić, to faktycznie już niedługo, poza tym dowiedziałam się dzisiaj, że moja dodatkowa praca zaraz się skończy, więc to będzie tydzień wyautowany ze świata, aby jeszcze trochę zarobić, zwłaszcza że Vincenty się zepsuł i miałam niemałe nerwy z nim związane, albowiem najpierw przestał działać wsteczny, a jak chcieliśmy go zabrać do mechanika, to w ogóle nie odpalił, naładowanie akumulatora nic nie dało, potrzebna była laweta, zaś kiedy go uruchomili, okazało się, że skrzynia jest całkiem pokrzywiona i do wymiany łącznie ze sprzęgłem i coś tam jeszcze trzeba zrobić z amortyzatorami, więc prawie do reszty osiwiałam, uświadamiając sobie, że moje w pocie czoła zarobione pieniądze pójdą w całości na naprawę, chuj by to strzelił, w międzyczasie, oczywiście w niedzielę, nagle zaczęła nam przemakać rura od zimnej wody i przed zalaniem uratowała nas szczęśliwie tylko krzywa podłoga, dzięki której cała woda popłynęła na środek kuchni zamiast ugrzęznąć pod szafkami, ale i tak nam powiedzieli po naprawie, że rury są zasadniczo do wymiany, bajka.
Chryste. W życiu nie napisałam równie długiego zdania :D Jednak wcale mi nie jest do śmiechu, prawdę mówiąc.
Ale na szczęście nie tylko złe się wydarzyło, byłam też dwa razy w kinie, najpierw na "Teorii wszystkiego", potem na "Carte blanche", i to dzień po dniu, więc trochę ciężki kaliber, aczkolwiek przesłanie obu filmów pozytywne i ustawiające moje problemy na właściwej półce pt. pierdoły. Tak naprawdę liczy się bowiem tylko zdrowie, otwartość na innych, humor i pasja - niby znamy te zasady, a jakże często o nich zapominamy... Historia Stephena Hawkinga pokazuje też, jak bardzo lekarze mogą się mylić i z jaką rozwagą należy decydować o czyimś życiu lub śmierci. Piękny film, trochę brakowało mi większej ilości pasjonujących teorii genialnego profesora, lecz to miała być raczej biografia ogólna - ów niedostatek mogę sobie zatem uzupełnić lekturą. Natomiast bohater "Carte Blanche" doświadcza dokładnie tego wszystkiego, czego osobiście boję się najbardziej na świecie. A jednak - w dużej mierze dzięki innym ludziom - nie poddaje się, nie zamyka. Bardzo dobry, uderzający film z genialnym Chyrą i innymi bardzo autentycznymi aktorskimi kreacjami.
Oprócz tego miałam cudne Walentynki z dziewczętami - przyniosłyśmy tyle jedzenia, że z wielkiej popijawy zrobiło się gigantyczne obżarstwo. Zresztą rok temu ten dzień był równie udany, z grupą przyjaciół i stosem używek ;) Uwielbiam Walentynki bez tego nadętego romantyzmu, który sam na sam z facetem i tak nigdy się nie udaje ;P
No i moje auteczko ukochane wróciło dzisiaj do domu! Z radości położyłam się na masce i utuliłam :D
Zatem mimo wszystko z nadzieją, że ten rok jednak naprawdę zacznie być wspaniały, śpiewam sobie razem z Michaelem Bublé:
I wiecie co? W przyszłą sobotę jest GARDENIA! :)))))