8 października 2014

Na jawie i we śnie

Śniło mi się dzisiaj, że byliśmy całą bandą na liturgii poświęconej święceniom zakonnym Lessy :D I Lessy postanowiła zagłuszyć księdza opowieścią o farbach do włosów :)

A niedawno śniło mi się, że byłam asystentką Putina i baletnicą w jednym. I gdy tańczyłam, zobaczyłam, że ten durny Putin ma jakąś przydupnicę z Azji, i byłam o niego wściekle zazdrosna :| Ale uważam, że to i tak nic w porównaniu ze snem sprzed lat, kiedy to musiałam uprawiać seks z Hitlerem... Bosska skwitowała to tak: "Jeszcze Ci został do obsłużenia Kim Dzong Un" ;P

Myślę, że ma to jakiś związek z pewnymi brakami ;P Swego czasu rekompensowałam je chociaż bieganiem, ale we wakacje coś mi się stało z kolanami, jakby się nie smarowały w środku - bolą zwłaszcza podczas schodzenia po schodach, wszyscy się ze mnie śmieją, że to na pewno z powodu mojej wyjątkowo ciężkiej i masywnej sylwetki ;) - w każdym razie bieganie musiałam odłożyć :( Okropnie mi go brakuje... Więc aby nie zgnuśnieć zupełnie, zaczęłam chodzić na siłownię. Ale! Znacie mój wstręt do zwykłych siłowni. Jakaż była moja radość, gdy na osiedlu postawili mi siłownię open air! Namnożyło się tego ustrojstwa - i bardzo dobrze. Korzystają z niego i najmłodsi, i najstarsi, ostatnio ćwiczyłam pomiędzy paniami około 60tki oraz 5-latkami, więc średnia wieku wychodziła na moje ;). Oprócz orbitreka, wiosełek i różnych urządzeń na brzuszki i ramiona jest też tzw. biegacz, czyli taki drąg z wiszącymi na nim pedałami, na których macha się nogami w przód i tył. Uwielbiam to! Idealnie na rzeźbę tyłka i łydek, czego brakowało mi najbardziej po zarzuceniu joggingu!
Wczoraj zawlokłam na tę siłownię jeszcze moją siostrę. Zrobiłyśmy sobie rozgrzewkę, pomęczyłyśmy się, w międzyczasie pokazała mi jedno ćwiczenie ze swoich treningów, które wygląda na super lekkie, łatwe i przyjemne - staje się wyprostowanym, ręce rozkłada na boki na wysokości ramion i robi minimalne kółeczka całymi wyprostowanymi rękoma. I tak przez minutę. LOSIE! Po 15 sekundach prawie zrobiłam kupę z bólu!
Z kolei ja jej na koniec kazałam się jeszcze porozciągać, obiecując, że dzięki temu będzie ją mniej bolało nazajutrz. Właśnie dostałam smsa: "Ktoś mi mówił, że jak się porozciągam, to nie będzie boleć... You little liar! Moje łydki cierpią!". Na co odparłam: "A ja nie mogę ruszać rękoma!" Moja siostra podsumowała więc: "Słowem Ty szympans, ja Herr Flick".

I chyba już wiem, czyją kochanką będę w dzisiejszych snach ;P

26 komentarzy:

  1. Kolejny wpis, że tak powiem, ku radości fanów :D Ja ze swojej strony polecam rower, zwłaszcza że pogoda coraz bardziej dopisuje :)
    A najprzyjemniejsze zakwasy miałem po wejściach na Rysy i Krywań, mimo że następnego dnia ledwo mogłem zejść po schodach trzymając się poręczy ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak ja dawno nie jeździłam na rowerze (nie licząc spinningu)... To już w lata idzie, bo nie mam roweru, odkąd ktoś go ukradł. Mam nadzieję, że jazdy się nie zapomina :)
      A największe zakwasy miałam po spinningu właśnie. Kiedy kucałam, musiałam się trzymać ściany :D O schodzeniu po schodach nie było mowy, to bardziej przypominało ruchy jakiegoś zombiaka z zastałymi zawiasami ;) Ale nie mogę stwierdzić, że te zakwasy były najprzyjemniejsze. Najprzyjemniejsze, śmiem twierdzić, powstają po czymś zgoła innym :)
      Och zazdroszczę i podziwiam... Jak bym chciała móc chodzić po wysokich górach, a tymczasem zdiagnozowałam u siebie chyba lęk przestrzeni, może też trochę wysokości (trochę się kłóci z mieszkaniem na 10 piętrze, ale ja zawsze lubiłam być oryginalna ;)). Nawet na Giewont boję się iść, bo co by było, gdyby mnie dopadł lęk, a tu pode mną takie kolejki na górę? Presja by mnie zabiła ;)

      Usuń
    2. Mi pierwszy "prawdziwy" rower tez ukradli, ale długo nie wytrzymałem bez :)
      Tu nie ma co polemizować, uznajmy, że im przyjemniejsza aktywność tym przyjemniej bolą potem zakwasy :P
      To mieszkasz o jedno piętro wyżej niż ja :)
      Widok z okna na inne okna czy przestrzeń?
      Na Giewoncie nie byłem, nie lubię tłoku i kolejek ;)
      Może po prostu potrzebujesz w góry chodzić z kimś kto w chwili kryzysu potrzyma Cię za rękę :)

      Usuń
    3. Noo... I za każdym razem to zdziwienie - ja mam tam mięśnie? :D
      Widok z okna ma wyjątkowy. Z jednej strony na park i dalej bloki i lasy i horyzont, z drugiej na mini park z placem zabaw, w oddali inne bloki, a hen daleko Ratusz i inne wystające budynki :) Na szczęście nie mamy tak jak w nowoczesnych blokowiskach, w których z sąsiadem z naprzeciwka można sobie niemal podać ręce... A u Ciebie jak jest?
      Hmmmm... Po niskich górach spokojnie chodzę, ale Tatr już się boję. A w Karkonoszach podczas zawiei śnieżnej na szczycie byłam przerażona i trochę się posprzeczałam z moim ex, mimo że trzymał mnie za rękę, więc to chyba nie do końca tak działa :D Chociaż to była sytuacja wyjątkowa, bo o mało mnie nie zwiało ;) Więc zawsze warto próbować ;)

      Usuń
    4. Ad1. mogę tylko zawtórować - :D
      Ja mam widok na zachodnią "panoramę" Warszawy, z okna widać Dworzec Zachodni, dalej CH Reduta i Bluecity, a dalej przy dobrej pogodzie Ursus :D
      Mogę się podzielić zdjęciem widoku z okna na maila :P
      No cóż, ja uważam, że zwłaszcza w górach osoba najwolniejsza czy najsłabsza nadaje tempo i jak chce wracać w połowie drogi to się wraca albo robi 15 minut odpoczynku co 10 minut :) Kilka lat temu zrezygnowałem z wejścia na Kościelec bo za bardzo wiało i towarzyszka się bojała ;) Mnie tam wiatr nie przeszkadza bo swoje ważę i warstwę ocieplającą też mam :P

      Usuń
    5. A masz okna na jedną stronę? Bo jak na dwie, to poproszę dwa ;)
      Teoretycznie tak jest, ale z autopsji wiem, jak czasem trudno się dogadać na szlaku. To jedno z takich miejsc, w których poznaje się drugiego człowieka (i siebie również) naprawdę ;)

      Usuń
    6. Okna mam niestety tylko na jedną stronę, ale spróbuję jutro jakąś ładną panoramę z widoku ułożyć:)
      Ja w tym roku niestety sam po słowackich tatrach chodziłem i się czegoś o sobie dowiedziałem :P

      Usuń
    7. A jakim sprzętem będziesz układał? :)
      Dobrego czy złego? :D
      Mi się marzą Bieszczady, już od paru lat...

      Usuń
    8. Komórką, aka ziemniakiem ;) Muszę tylko znaleźć jakąś apkę do tego, bo stockowa nie ma, a jak nie to jakiś kompakt gdzieś się wala :P
      Chyba niezbyt dobrego, ale to raczej nie jest opowieść do interneta :)
      W Bieszczady tez bym się wybrał, choćby na kilka dni, baaardzo dawno już tam nie byłem.

      Usuń
    9. Dlaczego ziemniakiem? :D
      Kurcz, czego złego można się o sobie dowiedzieć z wgórach? Oprócz tego, co ja, czyli że się boję ;)
      Ja byłam tylko raz, ale nie łaziłam po nich, więc apetyt mam ogromny, zwłaszcza taką jesienią jak teraz, pośród kolorów i mgieł...

      Usuń
    10. Na taki jednym forum, które czytam, ludzie jak wrzucają zdjęcia to piszą często, że robione ziemniakiem bo komórka tak samo się nadaje do robienia zdjęć ;) Bardzo mnie to kiedyś rozbawiło i też przyjąłem taką taktykę :P
      Na przykład można się dowiedzieć, że za bardzo wierzy się w swoją nieomylność. Na szczęście tym razem góry wybaczyły :)
      I pogoda wyjątkowo sprzyjająca jak na tę porę roku. Oj chciałoby się :) Tylko co zrobić jak urlopu na wszystko nie starcza :S

      Usuń
    11. Haha, no coś w tym jest, chociaż jest też twierdzenie, że dobry fotograf zrobi świetne zdjęcie nawet - i tu można chyba wybrać, zatem przypuszczam, że mógłby się tu znaleźć również ziemniak :D
      A to na pewno. Góry są bezlitosne dla zbyt niepokornych. Dobrze zatem, że wszystko tak się skończyło.
      Ja nie mam póki co problemu z urlopem, gorzej z czasem i towarzystwem - jakoś nie umiem podróżować samotnie. Chociaż włóczyć się - już tak :)

      Usuń
    12. Taka możliwość też jest dopuszczalna :D
      Zrobiłem "kilka" dodatkowych kilometrów, wykończyłem buty, ale wszystko skończyło się dobrze :)
      Tak, z towarzystwem też jest problem, bo dzieciaci znajomi jeżdżą z innymi dzieciatymi w miejsca dla dzieciatych a reszta woli leżeć plackiem na plaży :P Urlop, jak jest, to można zawsze przełożyć w jedną albo drugą stronę :)

      Usuń
    13. Mi się jakoś udało i póki co nie mam zbyt wielu dzieciatych znajomych, ale i tak każdy zajęty swoimi sprawami, z kredytami itd. na głowie...

      Usuń
  2. ha ha ha;) uwielbiam twoje poczucie humoru. mnie tez by sie przydał wysiłek na popieprzone emocje ale zapalu we mnie tyle co kot naplakał.
    dobrze ze pies mnie z domu wyciaga chociaz...
    buzika;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To się bardzo przydaje! Zacznij od gimnastyki przed kompem, potem sama poczujesz, że to daje moc, chociaż ciężko się przełamać najpierw... A z psem biegaj, oczywiście w dobrych butach, to super działa na kondycję i zdrowie, a i endorfinek dostarcza :)

      Usuń
    2. niestety mój pies ma 14 lat, przebiegnie chwile potem wstac nie może. a ja przy bieganiu sie nudzę. no. wole zespołowe gry.., siatka, rower ostatecznie, moge nawet piłke kopać...
      przełamać, to mi dopiero ciężko idzie heh... beznadzieja;)

      Usuń
    3. Masz dziecko, więc masz co robić, ono Ci za to podziękuje, a i Ty będziesz mieć pożytek :)

      Usuń
  3. Dzień dobry, oto jestem :-D O matko! Aleś się rozpisała po tych urlopach! Kiedy ja to wszystko dokładnie przeczytam i skomentuję?

    :-***

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No nareszcie! Nawet nie będę komentować tak skandalicznie długiej nieobecności! Martwiłam się, tej! :)
      Spokojnie, blog jest cierpliwy, ale do jutra ma mi być wszystko uzupełnione, jasne? ;) :*

      Usuń
  4. Do jutra??? OK, spróbuję ;-)

    :-*

    OdpowiedzUsuń
  5. OK, dwa wcześniejsze wpisy pięknie już skomentowałem, pora na ten. Odnośnie Twoich zakręconych snów to nic więcej już nie napiszę, gdyż przedyskutowaliśmy to na blogu milion lat temu ;-) Martwią mnie te Twoje kolana, może skonsultuj to z jakimś ortopedą-reumatologiem? Jesteś filigranową osóbką o wadze piórkowej, nie powinnaś mieć zatem w tak młodym wieku takich problemów. Bazując na doświadczeniach moich Rodziców zalecam dietę bogatą w wartościowe białko (jajka, mięso, ryby), trochę kolagenu też by się przydało oraz wit. C. Ewentualnie jakiś preparat z glukozaminą... A odnośnie gimnastyki i ćwiczeń to powiem tylko tyle, że bardzo mi się podoba idea tych siłowni na wolnym powietrzu!

    Kończę marudzić, pora wracać do pracy... Zobaczymy, kiedy mi Ty odpiszesz...

    :-***

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie też martwią... Muszę iść na USG, bo tam coś ewidentnie jest niedobrze. Kolagen jem, mięso, ryby też, jaja ostatnio też zaczęłam, czyli dobrze, no i nie forsuję się, ale też nie unikam wysiłku, żeby się nie zastało, już nie wiem, co więcej robić...
      A gimnastyka na powietrzu jest rewelacyjna. Człowiek totalnie się natlenia, poza tym to powietrze tak pachnie! I naturalna klimatyzacja, szum wiatru, szelest liści, no bosko. Nienawidzę siłowni za duchotę, klimę, suchość i brud, więc takie rozwiązanie jest dla mnie absolutnie idealne :) Tylko jeszcze by mogli mieć indywidualną regulację urządzeń ;)
      O tej godzinie to mi chyba jeszcze nie odpisywałeś ;)
      A co u Ciebie? :*

      Usuń
  6. A u mnie dynamizm pracowniczy, że tak powiem. W starej pracy zmiany, pojawiają się mgliste perspektywy nowych zajęć. I jak tam te Twoje kolana?

    :-*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To chyba dobrze? :)
      Kolana... a już zapomniałam, tzn. nadal dolegają, ale chwilowo nie mogłam się z nimi cackać ;) Żrę żelki, może pomogą ;)

      Usuń