21 lipca 2013

Na przyszłość

Właściwie to chyba muszę polecieć chronologicznie. Tyle mi się namnożyło wydarzeń, że aż niewiarygodne się wydaje, iż to wszystko miało miejsce w tak krótkim czasie. Dla tych, którzy nie będą mogli uwierzyć, że chcę opowiadać takie pierdoły, uściślam, że piszę to głównie dla siebie, na przyszłość - te notki nawet po latach zachowują właściwości terapeutyczne :) No to jazda:

Po tym, co niespodziewanie usłyszałam, i to przez telefon (nad czym nie będę się rozwodzić, są rzeczy, które mam ochotę wyrzucić z pamięci), standardowo nie pozostało mi nic innego, jak się haniebnie sponiewierać. Wprawdzie pierwotnie w planach miałam spotkanie ze starymi znajomymi ze studiów, ale zdołałam się tylko wczołgać do pubu, po czym, cała w upokarzających łzach, wychlałam im bezczelnie dwa kieliszki wina i zdecydowałam, że może jednak spotkamy się innym razem. Najbliżej miałam do Strzelca, i tam też podwiozła mnie w-i-a-r-a. Po drodze wstąpiłyśmy tylko po wino, bo w całym tym szoku wykazałam się zdumiewającym rozsądkiem i postanowiłam chociaż nie mieszać alkoholu. Strzelcowi uprzejmie kazałam polewać nam obojgu, jednak biedak nie nadążał za mną i gdy podstawiał mi szklankę, po czym nalewał sam sobie, to ja już odkładałam puste szkło i zażądałam następnej kolejki. Tym sposobem w pół godziny opróżniłam całą butelkę, co skutkowało tym, że bardzo prędko położyłam się na podłodze i na ten przykład pięć minut chichotałam z powodu paprocha, który leżał na dywanie, tudzież tłumaczyłam Strzelcowi, że to, iż kiedyś dwa razy słuchaliśmy razem płyty Blood Sugar Sex Magic, wcale nie oznacza, że on ją kiedykolwiek słuchał i ma koniecznie puścić znów, żeby ją poznać, bo wcale jej nie zna :D W tym wszystkim jak mantrę powtarzałam, że "zaraz się porzygam, przynieś miskę", co (rzyganie) wcale nie nastąpiło - i przyznaję, ów fakt do dziś napawa mnie bezbrzeżnym zdumieniem. Swoim sposobem zasnęłam na tej podłodze, więc Strzelec dzielnie przeniósł mnie na łóżko, a rano odtworzył głosowe nagranie z tego wieczoru, dzięki czemu już pierwszego dnia, mimo niewątpliwego załamania, ryczałam cały poranek ze śmiechu. Jaka ja jestem pocieszna po alkoholu, słowo daję ;)

Przyjaciele robili co mogli, żeby mi pomóc. Rodzina też, tylko pechowo miała opłacony wyjazd i musiała mnie zostawić. Ale może to i dobrze, że na to wtedy nie patrzyła, bo jeszcze bym się martwiła, że oni się martwią, a tak przynajmniej mogłam zrobić imprezę dla znajomych, co pozwoliło mi się znów wstawić i przetrwać kolejny dzień. Następnego zaś Bosska, kompletnie nawalona, stwierdziła, że nie może prowadzić samochodu, musi jechać do lekarza na drugi koniec miasta, a mnie samej nie zostawi, żebym nie narobiła głupot. Kupiłyśmy więc bilet całodobowy i po 4h snu leciałyśmy z trzema przesiadkami do endokrynologa, który stanowczo zalecił jej lekką dietę, a ona przysięgła posłuszeństwo, po czym po wizycie poszłyśmy prosto do McDonalda :) Tego dnia zrobiłyśmy trasę Grunwald-Rataje-mój dom-Sołacz-moje osiedle-Sobieskiego-Różany Potok-Sobieskiego-Rataje-mój dom. Dla niewtajemniczonych - wszystko w chuj daleko i z premedytacją zupełnie nie po drodze :) No co, podróże pomagają, a my na dodatek jesteśmy z Poznania, zatem nie wyobrażałyśmy sobie nie wykorzystać tak drogiego biletu do granic możliwości ;) W trakcie odnajdywania na różnych ulicach coraz to bardziej "seksownych inaczej" facetów doszłyśmy do wniosku, że mężczyźni, których poznajemy, stanowczo muszą mieć schizofrenię, bo niemożliwe jest być aż tak pojebanym bez wyraźnego powodu. Chwil.e później tezę tę potwierdził nam napis na murze pt. "Darwin był schizofrenikiem!", co powitałyśmy tak dziką radością, iż najprawdopodobniej słyszał ją cały tramwaj. W drodze powrotnej jakiś koleś poznany przez Bosskę w internecie napisał maila pt. "Tak, chcę z tobą być itd.", ale nawet nie zdążyłyśmy się uspokoić po wybuchu wielkiej uciechy z tegoż tekstu (a zwłaszcza z tego "itd."), gdy stało się coś, co odjęło nam mowę. Mianowicie autobus zaczął wzdychać, a zaraz potem jęczeć. I tak wzdychał calutką drogę, co brzmiało zgoła jak pomieszanie oddechu Lorda Vadera z jakimś sadystycznym gwałcicielem, i oczywiście sprawiało, że kwiczałyśmy ze śmiechu tak donośnie, iż zapewne wszyscy współpasażerowie szukali miejsca wycieku gazu rozweselającego. W domu doprawiłyśmy się jeszcze paroma odcinkami "Sex and the City", więc znów zasnęłam z umiarkowanym przygnębieniem. 

Następnego dnia zalegałam u Strzelca, który mnie karmił niemal siłą (w smutku mój organizm po prostu przestaje przyjmować pokarm, pewnie dlatego jestem taka chuda ;)), a ja kazałam mu się obwozić po mieście, bo w domu się dusiłam - sądzę, że to dlatego, iż mózg bronił się przed myślami, domagając się zmian krajobrazu, byle tylko odgrodzić się jakoś od cierpienia, wyprzeć je choć na chwilę. 
Gdy zmęczyłam nieszczęsnego chłopa, wkroczyła znów Bosska, wyciągając mnie na Maltę, gdzie ona jeździła na rolkach, a ja zaciekle biegłam. Przebiegłam jakieś 4 km, z czego byłam niezmiernie dumna, ale stwierdziłam, że potrzebuję nowe buty, więc biedny Strzelec znów musiał mnie wozić po mieście :)

Przyznaję, nie mieli ze mną lekko, ale spisali się na medal. Nawet jeszcze rok temu bym nie przypuszczała, że akurat ci ludzie staną się dla mnie taką podporą w kryzysie; tymczasem gdyby nie oni, nie wiem, jak bym się pozbierała. 

Płakałam tydzień, potem nagle przestałam. Odwyk się skończył, wytrzymałam, i chociaż czarne myśli nawiedzały i nawiedzają nadal, świat powoli zaczynał na nowo otaczać mnie swymi bezpiecznymi, pięknymi ramionami. Jeszcze nie uleczona, lecz już zaleczona - mogłam wyjechać.

24 komentarze:

  1. Przez telefon, powiadasz. Dojrzale, nie powiem. Cieszę się, że żałoba tudzież odwyk się skończył, można otrzepać się z kurzu i ruszyć do przodu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taa. Jak się okazało, tuż po wyjściu od psychologa, o którym nic nie wiedziałam. W dodatku to ja ten telefon wykonałam, z zapytaniem, jak mija dzień :D Po otrzepaniu się zrozumiałam, o ile jestem wobec tego silniejsza i że w zasadzie dobrze się stało. Niemniej - boli. Przede wszystkim to, że prześladuje mnie pech, bo naprawdę nie dało rady tego przewidzieć. No ale wszystko w życiu ma koniec, więc liczę na to, że pech również ;)

      Usuń
  2. Po tych wydarzeniach wiesz, że masz na kogo liczyć i kto jest przyjacielem. Takie właśnie zdarzenia uświadamiają nam to. Boleć będzie, ale poradzisz sobie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda. Chociaż nauczyłam się już, że na każdym etapie życia pomaga kto inny. Tak po prostu jest, że to zależy też od etapu, na którym znajdują się przyjaciele... A może jestem dla nich zbyt wyrozumiała, kto wie? Kochana! Podaj mi adres swojego bloga! Bo tamten mi nie wchodzi :/

      Usuń
    2. Oj o przyjaźni też miałabym wiele do powodzenia i o swoich przyjaciołach. Czas ich weryfikuje. Oto adres mojego bloga: http://pamietnik-czarnobialej.blogspot.com/?zx=c763f07698d7fb36 . Jeśli nadal nie mogłabyś wejść to napisz do mnie e-maila (czarnobiala.ona@gmail.com).

      Usuń
  3. to teraz pisz o Borsukach! :) zdjęcia wkleisz w osobną notkę...
    w-i-a-r-a

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po kolei, kochanie, po kolei :) Mam kolosalne zaległości!

      Usuń
  4. A to ciekawe, bo ja jakoś nigdy nie miałam potrzeby sponiewierania się alkoholem po różnych bardziej czy mniej nieprzyjemnych sytuacjach.
    3mam kciuki za... psychiczną rekonwalescencję? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I obyś nigdy nie musiała :) Jak to mawia Han - alkohol nie pomaga, ale z drugiej strony soczek też nie ;)

      Usuń
  5. Dobrze jak alkohol działa tak na ludzi mimo wszystko- zawsze to lepsze od rodzącej się od niego agresji ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też tak sądzę. A ponieważ alkohol zwykle wyzwala prawdziwy charakter, to cieszę się, że najwyraźniej we mnie nie ma żadnej uśpionej nienawiści ani złości :) To musi być straszne - przemieniać się po alkoholu w potwora...

      Usuń
  6. zalałas robaka, tak, że chyba sam się zdziwił;)dzielna jesteś i pamietaj, wszystko da sie przezyc. okrutne ale takie jest życie. a przyjaciele się spisali na medal. buziak anusss

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na szczęście życie jest też piękne, i to nas podnosi :)

      Usuń
  7. o rany ale kosmos!! brawo dla straży przybocznej! I dl CIEBIE TEŻ!

    OdpowiedzUsuń
  8. Przecztałam, że Strzelec karmił Cię piersią, ojacie, wino działa :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A wiesz, że to faktycznie trochę tak wygląda? :D

      Usuń
  9. Poszłaś na Maltę beze mnie? :P Jak mogłaś? :P
    To dobrze, że Ci dobrze... a przynajmniej lepiej niż było.:) Można mówić różne rzeczy, ale alkohol i przyjaciele to niezawodne połączenie.:)

    hanibal

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No przecież narobimy, już niedługo :)
      To prawda. Chociaż wolałabym, żeby to połączenie działało w innych okolicznościach. No ale nie wybrzydzajmy ;)

      Usuń
  10. Czy ja już wspominałam, że Cię uwielbiam? Ty nawet jak piszesz, że miałaś zły czas, to człowiek nie może się nie uśmiechnąć. Tzn. żeby nie było nieporozumień - nie uśmiecham się, bo mnie cieszy, że miałaś zły czas... uśmiecham się, bo mnie inspiruje Twoja siła do wychodzenia z takich spraw z uśmiechem. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Już dawno zauważyłam, że pisanie ma terapeutyczny wpływ, bo jak tylko zaczynam smęcić, to kasuję i zaczynam na nowo, już od strony szyderczej. Pomaga :)

      Usuń
  11. W takich chwilach najwazniejsze jest to, że masz przy sobie ludzi, którzy Cie wesprą. Dla takiego wsparcia to nawet warto czasami stracić.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Stracić może nie warto, ale dobrze się przekonać, że są i pomogą. Bez nich nie dałabym rady, zupełnie...

      Usuń