To były trudne urodziny.
Być może dlatego, że rozpoczęły się dzień wcześniej :D Wyjazd do Berlina upłynął pod hasłem stu lat dla mnie i dla Strzelca. Zacna, dziewięcioosobowa ekipa piła nasze zdrowie już od 11 rano, począwszy od grzańca, kontynuując grzańcami i kończąc... wódką ;P W ciągu jednego dnia przelecieliśmy kawał centrum, trzy jarmarki i dwie galerie handlowe :D Berlin zrobił na mnie bardzo dobre wrażenie, nawet mimo szaroburej pogody. Bo nie lało! I nie było zimno, więc uważam, że w załatwianiu pogody w tym roku dotarłam do stopnia mistrza ;). Poza tym, pomijając język i dochód na łebka ;), czułam się tam jak w domu. Podobały mi się zabytki w zestawieniu z mnóstwem nowoczesności i subtelnym pokazem zamożności, wszystko ładne i gustowne, bez nadmiernego przepychu, tak w sam raz. Uderzyła mnie spora ilość symboliki: resztki muru; pomniki upamiętniające kruchość ludzkiego losu; chyba jedyna lubiana pozostałość po NRD, tj. specyficzny ludzik Ampelmännchen na sygnalizacji przejścia dla pieszych; białe krzyże na cześć ludzi, którzy stracili życie, próbując sforsować mur; Brama Brandenburska, która, choć zbudowana wieki wcześniej, to jednak jednoznacznie kojarząca się z podziałem miasta.Wszystko razem dało mi poczucie, że to miejsce pełne pokory z powodu trudnej historii, i szacunku dla tych, których ta historia skrzywdziła.
A jarmarki - jak zawsze cudowne. Kiełbacha, szaszłyki, pierniki, pączki, pieczone kasztany, nawet własnej roboty chipsy! I wino, Glühwein! Którym raczyliśmy się nieustannie, dopóki każdy w swoim czasie nie uznał, że mało co kontaktuje :D Pod koniec wycieczki okazało się jednak, że nie tylko nasza grupa intensywnie świętowała. Jakoś się wyczołgaliśmy na naszym przystanku, a wraz z nami trzy trochę starsze panie, które dopiero w trakcie oddalania się pojazdu skonstatowały, że ich towarzyszka Bożena... w nim została :D Co ciekawe, Bożena patrzyła sobie na nas spokojnie przez okno, podczas gdy one stały i z bezbrzeżnym zdumieniem pytały: "No ale gdzie ona jest? Ale czemu ona nie wysiadła??" :D Cóż, może też miała urodziny i postanowiła je przedłużyć ;)
Właściwy dzień mych urodzin nie zaczął się jednak od kaca. Przeciwnie, czułam się jak nowo narodzona, dlatego wieczorem... znów poszłam pić :D Tym razem świętując pojawienie się na świecie również moich dwóch Strzelców. Urodziwi jak zawsze, postanowiliśmy zrobić sobie piękne zdjęcia z rzeźbami lodowymi i choinką oraz poznańskim jarmarkiem, najpierw jednak musieliśmy oczywiście dać się napoić i nakarmić Brovarii. Gdy w końcu wyszliśmy i JayZ ustawił aparat, całe oświetlenie rzeźb zaczęło... znikać :D Lataliśmy więc jak kot z pęcherzem w rozpaczliwym staraniu dopadnięcia choćby jednej rozjaśnionej rzeźby, aż pan, który wyłączał żaróweczki, ulitował się nad nami i dał nam jeszcze chwilę dla uwiecznienia :D Przenieśliśmy się potem pod choinkę, która w tym roku w Poznaniu nie jest żywym drzewkiem, tylko instalacją z zielonych plastikowych butelek. I oczywiście tu też musieliśmy się ostro sprężać, bo pan znów przylazł, żeby wyłączyć światło! Doprawdy czasem oszczędność mojego miasta mnie irytuje ;P
I tym sposobem mam 29 lat. Dziwne, bo czuję się ciągle 22-latką ;)
Metryka się nie liczy ;p Ważny jest stan ducha :) Zapamiętaj to sobie , Kochana ;) Faktycznie, Berlin to piękne miasto.
OdpowiedzUsuńPamiętam doskonale :D Zresztą wygląd też zdaje się to potwierdzać, dzisiaj znów pani się wahała, czy by nie wziąć ode mnie dowodu, gdy kupowałam wódkę :D
UsuńNo widzisz, coś w tym jest heh ;p
UsuńMłodość ducha ponad wszystko :D
UsuńKurczę, w końcu kiedyś muszę spróbować tych pieczonych kasztanów! :))) Na jarmarku świątecznym byłam tylko w Wiedniu i nie wspominam tego za dobrze - strasznie zimno, a my wyziębieni po całonocnej jeździe w ramach taniej wycieczki. Już więcej z tą firmą nie pojadę :)))
OdpowiedzUsuńMyślałam ostatnio o Berlinie, ale bardziej o oceanarium. Tak mi się marzy zobaczyć je (zresztą jakiekolwiek) na żywo! :)))
Na wycieczce do Holandii też zmarzłam w autokarze... W dłuższe trasy jednak warto brać ze sobą jakiś własny koc. Na szczęście do Berlina jest blisko. Tzn. ode mnie ;) A do Wiednia też chcę! Chociaż niekoniecznie na jarmark :)
UsuńOceanarium też bym chciała... Delfinkiiiii! :)
Fajnie macie na tej "ścianie zachodniej" - tak blisko do Niemiec i do Berlina. Moja rodzina mieszkająca koło Świebodzina ma do Berlina ok. 200 km i często tam bywa... A jak Ci smakują te słynne pieczone kasztany, bo ja mimo iż zajadam się wszelkimi orzechami, jakoś do tych kasztanów przekonać się nie mogłem. Były dość słodkie, mączniasto-skrobiowe i...niesamowicie twarde! No chyba, że kupiłem jakieś stare, lub źle je uprażyliśmy.... Pozdrowienia i 29 x :-*
OdpowiedzUsuńMnie jakoś nie ciągnie do Niemiec, ale przyznaję, Berlin fajny. A kasztany świetne! Ja je bardzo lubię, faktycznie mączyste, ale te nie były twarde. Nie umiem nawet określić tego smaku, po prostu... kasztanowy ;) Natomiast nie robiłam nigdy sama, więc nie potrafię Ci powiedzieć, co mogło pójść nie tak. Musisz przyjechać do Poznania, po prostu :D Tylko to chyba dopiero za rok... Tzn. wcześniej też, tylko nie będzie kasztanów ;) Za to przewodnika masz załatwionego ;) Uściski! :*
UsuńZ lekkim opóźnieniem ściskam Cię urodzinowo:*
OdpowiedzUsuńDziękuję! :*
Usuńa ja bym chciała mieć 25..., ale g.. z tego;) ale! jeszcze raz, żeby to 22 trwało;)
OdpowiedzUsuńPrzecież masz 25 lat!!!! :D :*
UsuńMasz tyle lat, na ile wyglądają Twoi przyjaciele :D
OdpowiedzUsuńI na ile czujemy się w swoim towarzystwie :D
UsuńNie było mnie jakiś czas i proszę... prawie bym przegapiła. Skladałam już życzenia noworoczne, to i spóźnione urodzinowe dołączam;). Wszystkiego, czego sobie tylko zamarzysz, oby ten ostatni rok "u progu 30-stki" okazał się wyjątkowy i przyniósł wiele dobrego;).
OdpowiedzUsuńSwoją drogą, w Nowy Rok też wchodzę po raz ostatni z 2 z przodu, chlip, chlip. Ale zupełnie tego nie czuję, zatrzymałam się gdzieś na etapie 25 lat albo i dalej;].
Dziękuję :) Ja ogólnie mam wrażenie, że mam 22 lata, tylko jestem zdecydowanie mądrzejsza niż wtedy ;) Wydaje mi się, że przed nami najpiękniejsze lata, zwłaszcza że aktualnie uważam, iż żyje mi się nieporównanie lepiej niż kilka lat temu, przede wszystkim w kwestii akceptacji samej siebie. A to niezależnie od wieku chyba największa wartość, jaką można sobie zafundować ;)
Usuń