Z Bosską i Strzelcem byliśmy na Enemefie polskich filmów.
Już dawno nic mną tak głęboko nie wstrząsnęło.
O "Powidokach" Wajdy mówi się, że to jego mniej udany film. Ja siedziałam zapatrzona, być może dlatego, że nic nie wiedziałam o bohaterze, jednak nie on był chyba dla mnie w tym filmie najistotniejszy, mimo całego kunsztu Lindy, przed którym szczerze i nieustająco od wielu lat chylę czoła. Odebrałam ten film jako opowieść o epoce. O strasznych czasach totalitaryzmu, które nie powinny nigdy mieć miejsca, a miały i - co obserwujemy teraz - mogą się powtórzyć. Ten film mnie bolał, nie dlatego, że był zły, tylko z powodu tego, co pokazywał, i że była to sama prawda. Osobiście mam ogromny problem z podporządkowywaniem się, nawet w pracy, więc fizycznie odczuwałam męki, które przeżywali ludzie przeciwstawiający się reżimowi, czułam ich wszystkie rozterki, dylematy moralne, koszmarny brak wolności, strach i gniew. Siedziałam i nie potrafiłam się powstrzymać przed przeklinaniem tego prania mózgu, które fundowano naszym bliskim przecież w sumie całkiem niedawno. Czuję ogromny lęk, że ta historia może wrócić; że już wraca, tylko w trochę odmienionej formie, a ludzie w ogóle nie uczą się na błędach.
"Ostatnia rodzina", film o Beksińskich, był najlżejszym w całej tej nocy, choć wcześniej postrzegałam go zupełnie inaczej. Trudni, choć pełni wdzięku mimo wszystko bohaterowie, również siermiężne czasy, życie w blokowiskach, sztuka, muzyka, choroby psychiczne i inne. A w tym wszystkim jednak mnóstwo uśmiechu, zabawnej ironii. Rewelacyjny film z rewelacyjnymi kreacjami aktorskimi - choć również nie uniknął krytyki. Czy można jednak uniknąć, gdy robi się film o kimś prawdziwym? Przecież zawsze będzie to tylko prawda subiektywna.
"Jestem mordercą" o głośnej sprawie polskiego seryjnego mordercy był dla mnie wielką niespodzianką. Przed seansem nie wiedziałam o nim dokładnie nic. Wciągnął niesłychanie, pokazując przemiany bohaterów, łańcuszek, który od zdarzenia do zdarzenia prowadzi nieuchronnie do zmiany osobowości. I znów ta myśl, że to wszystko może dotknąć każdego z nas - ponieważ nie znamy samych siebie, swoich reakcji na coś, czego nie przeżyliśmy, a wszystkie nasze zasady mogą pójść do piachu, gdy zetkniemy się ze złem - i sami staniemy się jego źródłem.
"Wołyń"... Nawet nie umiem opowiadać o tym filmie. Zdawał się nie mieć końca, ohyda 'człowieczeństwa" nie miała końca, strach nie miał końca. Przez pół seansu bolał mnie brzuch z przerażenia. Takiego ludzkiego, ale też i kobiecego. Kobieta ma zawsze gorzej, co by się nie działo. Teraz jesteśmy przynajmniej świadome, nie czujemy się tylko inkubatorami, i nikt nas nie sprzedaje staremu chłopowi za parcelę i dwie krowy - ale cóż z tego, gdy w jakimś momencie silniejszy facet przyjdzie i weźmie jak swoje, i chuja zrobię z moimi zasadami i umiłowaniem wolności. I wtedy właśnie zaczyna się zło, nienawiść, wszystkie te samonapędzające się zdarzenia, których żadna wpojona moralność już nie powstrzyma. Dominacja siły i przemocy trwa, jak historia ludzkości długa i szeroka.
Wyszłam z kina o 7 rano, zdewastowana jak nigdy. Polecam każdy film z osobna - każdy jest uderzający i dobry - ale nie oglądajcie ich w ciągu.