31 grudnia 2014

Zapobiegawczo

Moje kochanie najcudowniejsze działa, jednak to nie była jego wina, tylko zasilacza, w którym robiły się jakieś spięcia i coś tam :) Na wszelki wypadek gładzę go jednak czule i troskliwie, żeby czuł się jeszcze bardziej doceniany (laptop, nie zasilacz) :D

A dzisiaj załatwiłam sobie i siostrze krótkoterminową dodatkową pracę. Czyli trochę mniej czasu, trochę więcej pieniędzy. 
Dowiedziałam się też, gdzie spędzę Sylwestrową Noc :D Standardowy termin u mnie - gdy dowiaduję się dużo wcześniej, to potem cały rok jest spaprany :D
I najważniejsze - po ponad dwóch miesiącach wyszłam na miasto :D Hucznie i dumnie brzmi, a tak naprawdę pojechałam do knajpy odebrać prezent urodzinowy i świąteczny ;P Żeby nie było, ja również wręczyłam prezent świąteczny, popiłyśmy z Brasil cudowne grzańce (białe wino, syrop z czarnego bzu, pomarańcze) i w tańczących płatkach miniaturowego śniegu wróciłam do domu tramwajem, niemal całą drogę przebywając na bezdechu. Wszyscy kaszlą! I już się nawet nie fatygują, żeby zasłaniać twarz! W głowie lęgły mi się bardzo złowrogie i krwiożercze myśli z bejsbolem w roli głównej, ale niewiele dało się zrobić prócz mamrotania pod nosem rozmaitych inwektyw. 

I tak rok powoli się kończy. Był dziwny, w sumie ciekawy, trochę porąbany, bardzo szybki. Pogmatwany, z ciężkostrawną końcówką, za to przynajmniej całkowicie pozbawiony idiotycznych problemów sercowych :) Taki tam sobie nie najgorszy. Ale życzenia złożę Wam już w nowym. Na wszelki wypadek ;)

Na razie więc tylko zapobiegawczo - wspaniałej zabawy!
A Little Party Never Killed Nobody!

26 grudnia 2014

Cisza w eterze

Dzień przed Wigilią mój laptop postanowil wręczyć mi rózgę i po prostu zdechł. Święta spędziłam zatem na obżarstwie, z żalu oczywiście ;) Pewnie trochę minie, nim spłodzę tutaj jakiś sensowny tekst, chyba że przełamię swój konserwatyzm i zacznę pisać na telefonie. Na razie jeszcze mnie ta sztuka nie podnieca, wręcz przeciwnie, szczerze wkur..., tęsknię za moim ukochanym, wychuchanym, wybranym dla koloru i znającym mnie na wylot ustrojstwem, do którego - wiem - nie powinnam żywić tak żywych uczuć, ale żywię. Tyle napisanych słów...!

Mimo wszystko jednak dobrze mi w cieplutkim domu, przy choince i świecach, z milionem książek i czasopism, które będę czytać chyba do Matki Boskiej Zielnej, i to 2016 roku... Szkoda, że już koniec Bożego Narodzenia. Ale wiecie co?

W końcu! Nareszcie! Jest!

PADA ŚNIEG!!!! :D

P.S. Pamiętacie, co wydarzyło się 27 grudnia 1918 roku w Poznaniu? Pamiętajcie. Warto. Idę wywiesić flagę. Chwała Powstańcom!

21 grudnia 2014

Ósme, nie ostatnie

Wczorajszy dzień należał do choinki, prezentów i świątecznej muzyki. W mojej playliście od pewnego czasu króluje Michael Buble, i szczerze gdybym miała faceta o takim głosie, a on nie daj Boże był małomówny, to chyba wzniecałabym kłótnie dla samej radości słuchania tego cudownie ciepłego, aksamitnego tembru :D 
Posłuchajcie ze mną TU
Tak więc śpiewałam sobie razem z nim, z lubością wyżywając się artystycznie na drzewku, a potem na kolorowych papierach, kartonach i wstążkach. Został mi jeszcze do zrobienia stroik, ale w razie braku weny skorzystam z zeszłorocznego, do którego wystarczy dopiąć pachnącą lasem gałązkę.
Z powodu ograniczonej przez chorobę mobilności nie mam prezentu dla nikogo prócz rodziny (niech żyją internetowe zakupy), jednakże liczę na to, że po świętach znajdę jeszcze coś sensownego, a ostatecznie mam w zanadrzu parę może mało odkrywczych, za to dość praktycznych pomysłów. Zaś na szybko dla każdego - malutki słoiczek miodku z ulubionej pasieki, ładnie ustrojony i opatrzony własnoręczną (niestety trochę mniej ładną, głównie z powodu koślawego pisma - ale przecież liczy się gest :)) etykietką.

Tak bardzo brakowało mi procesu tworzenia! Z powodu braku czasu (ach te wymówki) całe lata szliśmy na łatwiznę i dawaliśmy prezenty w ozdobnych torbach. Teraz też jest kilka, ale na szczęście nie wszystko. Mam wrażenie, że wraz z trudem ozdabiania podarunku oddaje się jeszcze więcej mocy i dobrej energii adresatowi takiego zawiniątka. A najbardziej zawsze cieszy mnie, gdy wpadam na pomysł, jak wykorzystać coś, co mam w domu. Wczoraj np. znalazłam pudło z logo jednej firmy. Idealnie pasowało do prezentu dla mamy, więc wycięłam niezapisaną okładkę otrzymanej świątecznej kartki i nakleiłam na logo, żeby je przykryć. Jeszcze tylko wizytówka z kawałka starego kartonu, przywiązana rafią, i gotowe. Taki recykling. Wygląda super :)

Z drobnych pierdółek zostały mi jeszcze do upieczenia pierniczki, trochę późno, ale siostra upiekła z dziećmi całą wuchtę wcześniej, więc na święta zapas jest ;)

Tymczasem pogryzam ciasteczka na przemian z mandarynkami, popijam parującą aromatycznie herbatą, wyżeram cichcem miód lipowy prosto ze słoika, czytam świąteczne przepisy i pomysły na karnawałowe przekąski (kiedyś w końcu te urodziny trzeba będzie wyprawić ;)), i grzeję się w domowym cieple przy świetle świec i lampek. Od jutra dużo sprzątania, gotowania, lataniny... lecz czy może istnieć piękniejszy czas? Gdyby jeszcze spadł śnieg, byłabym w siódmym niebie. Ale od czego jest bujna wyobraźnia ;) 

I tego Wam życzę na te święta. By wyobraźnia wzięła górę nad rutyną, a w sercu nie gasło światło. Bo wraz z radością i optymizmem jest się zawsze wygranym :) 

15 grudnia 2014

Wielkie nieba

Źle spałam w nocy, obudził mnie kaszel, wstałam o 6, poczłapałam do łazienki i w sztucznym świetle spojrzałam w zwierciadło. Ujrzałam istne monstrum z podpuchniętym okiem i kołtunem na czaszce. 
W duchu jęknęłam, pokiwałam głową współczująco i ze zrozumieniem, filozoficznie zamyśliłam się nad budową kolagenu, po czym tak sobie rzekłam:

 I CHUJ! 

Umalowałam oczy, usta pociągnęłam szminką, włosy zakręciłam i wyszłam w obcisłej kiecce jak bóstwo. 
Bo nawet zmarchy i parchy nie zmienią faktu, że życie zaczyna się po trzydziestce! :D

Do posłuchania TU (Fiolka).

6 grudnia 2014

JA WCALE NIE NARZEKAM

Trzeci antybiotyk w ciągu miesiąca.
Mój organizm najwyraźniej zdążył się bardzo zaprzyjaźnić z nową bakterią.
Ja natomiast pogodziłam się z barchanowymi ciuchami, szlafrokiem, podwójnymi skarpetami i torbą leków.
No i dalej oglądam ramówkę tv, dalej czytam gazety lifestylowe, tylko teraz jest trochę gorzej, ponieważ musiałam już wrócić do pracy.
Moje życie towarzyskie zdechło razem ze mną. Aczkolwiek i tak nie mogę narzekać - tu biję pokłony przed nowoczesną techniką. Ostatnio psychicznie funkcjonuję wyłącznie dzięki aplikacji Whatsapp!
Za to sportowo mocno się rozwinęłam - intensywnie rzeźbię używane do tej pory wyłącznie podczas śmiechu mięśnie brzucha. Po takim treningu miesięcznego kaszlu nie zamierzam zrobić ani jednego brzuszka do końca 2015!

Coś czuję, że podsumowanie tego roku wypadnie blado. Do tego właśnie sobie uświadomiłam, że w moim tzw. życiu osobisto-intymnym nastała prawdziwa epoka lodowcowa. Bynajmniej nie pierwsza, ale w tej chwili doszedł niepokojący element, mianowicie - zaczynam się do tej sytuacji PRZYZWYCZAJAĆ.
Wróć.
Ja się do tej sytuacji JUŻ PRZYZWYCZAIŁAM. Czas przeszły dokonany.

Na domiar złego wszystkich wokół trapią jakieś problemy zdrowotne. I to często poważne. Kilka osób z mojego bliskiego otoczenia straciło kogoś w rodzinie, nie ma ostatnio dnia, w którym nie mielibyśmy jakiejś przykrej wiadomości. Nie wiem, co się dzieje. Może coś z gwiazdami. Może jakieś wybuchy na Słońcu. Może kosmiczny pył. Albo ten reaktor na Ukrainie jednak wypieprzył, tylko że tak w październiku, i ta chmura się snuje, a ci wszyscy wielkiej mocy spece jej nie widzą, bo oprogramowanie też SIĘ PRZYZWYCZAIŁO.

I nawet urodzin nie wyprawię, ponieważ będę się bała kolejnego nawrotu choroby oraz obcych zarazków. Głupszego scenariusza na trzydziestkę nie dało się wymyślić! 

Ale żeby już nie było tak smętnie - kolejna porcja zdjęć, z Nat King Cole w tle. Bo mi zaraz jesień minie i znów się zdezaktualizują, a niektóre są jeszcze sprzed roku :)
Mamina pomidorówka najlepsza na świecie ♥
Znajdź ptaszka :)
Znajdź ptaszka 2 :D