28 stycznia 2013

Kontrastowo

Duszę mą nawiedził dobrze mi znany stan. Stan pełen rozedrgania i jakiejś totalnej niecierpliwości. Dopada mnie cyklicznie w styczniu, gdy dni są już dłuższe, kolorowa choinka powoli odchodzi w niepamięć, a dzieciaki nie wkurzają dwoma tygodniami wolności. Albowiem...

... w jakimkolwiek sklepie się nie pojawię, nęcą od progu feerią barw i kompozycji. Snuję się potem i zapominam połowy rzeczy z listy, w myślach mając tylko je. KWIATUSZKI!!!!!!!!!!!!!

Jestem tak bardzo spragniona roślin, zieleni i ciepła, że nawet podczas oglądania w kinie "Hobbita" zamiast skupić się na fabule, jęczałam z zachwytu na widok zielonych gór i chłonęłam sposób zagospodarowania hobbitowego ogródka :D (Swoją drogą zawsze kochałam filmowe Shire, wiele lat za nim tęskniłam, a w technologii 3D mnie po prostu powaliło na łopatki - zresztą jak cały film. Krajobrazy są wręcz obłędne!) Zrobiłam parapetowy ogródek w ślicznych zielonych i żółtych doniczkach, i ciągle mi mało. Najchętniej zastawiłabym cały pokój narcyzami, krokusami, hiacyntami, szafirkami i pierwiosnkami. Nie macie pojęcia, z jak ogromnym utęsknieniem czekam na fiołki, rozważam nawet kupno fiołkowej mgiełki do ciała, żeby sobie choć trochę umniejszyć mękę! Wiem, jestem szurnięta ;) Ale dobrze mi z tym fiołem. Ten fioł mnie motywuje, pobudza, raduje, rozjaśnia uśmiechem twarz i każe wierzyć w lepsze. Bo, jak powiedział Gandalf Szary - proste uczynki zwykłych ludzi, dobro i miłość - to one przeganiają mrok.
A przecież nikt nie powiedział, że nie może to być również miłość do kwiatów ;)

P.S. W głowie gra mi TO. A dzisiaj zamiast "naniesienie" napisałam w mailu "unasienienie". Jak sądzicie, co to oznacza? :D


14 stycznia 2013

Przyjemności

Kiedy wyszłam dzisiaj z pracy, niosąc w torbie miód pitny i baryłkę zwykłego wielokwiatowego, fantastycznie pląsające w podniebnym balecie płatki śniegu wywołały we mnie pisk radości i chęć porzucania się z kumplem śnieżkami. Pechowo podczas schylania po biały puch ciężar mojej torby mnie zwyczajnie przeważył i klapnęłam na glebę jak długa :D Ale to naprawdę nic. Ostatnio moja szefowa, która jest sporych rozmiarów kobietą, coś mi pokazywała na kompie, żartowałyśmy i tak mnie przyjacielsko szturchnęła w bok. Niestety zupełnie się tego nie spodziewałam i z impetem gruchnęłam o szafę :D Ciężko jest być małym człowiekiem, mówię Wam...

Tymczasem muszę wyznać, że...
... uwielbiam taką zimową zimę! Śnieg zasysa wszystkie dźwięki, jest głucho, rozkosznie spokojnie, świat wygląda, jakby pokrył się lukrem i tylko skrzypi nieco pod butami. Chce mi się biegać, tańczyć, śmiać na głos i tupać nogami w tym baśniowym krajobrazie!



A tu jeszcze drobne przypomnienie z początku grudnia, kiedy jak co roku odbył się w Poznaniu Międzynarodowy Festiwal Rzeźb Lodowych. Gdyby ktoś miał wątpliwości - tak, na pierwszym zdjęciu jest rzeźba pani z odkrytym biustem. Wyobraźcie sobie, co się działo, kiedy przyszło ocieplenie ;D



Hm, zwierzątka... Czy tylko ja dostrzegam w tej rzeźbie coś wysoce nieprzyzwoitego? ;D 
A poniżej zabawa w skojarzenia - czyli jak widzi przyjemność dorosły (po lewej) i dziecko (po prawej) ;) 

10 stycznia 2013

(Bez)troska

Dopadła mnie jelitówka. Pocieszam się myślą, że po takim oczyszczeniu organizmu moja cera będzie naprawdę przepiękna ;) Zresztą, zgodnie z dewizą Włóczykija: "Padłeś? To dobra okazja, żeby poleżeć" :)
Stosując się do niej, przeczytałam drugi tom trylogii o Christianie Greyu, czyli porno-harlequina, który bije ostatnio rekordy popularności. Oczywiście nie jest to arcydzieło literatury, przez pierwszą część ledwo przebrnęłam, napędzana chyba tylko wkurwem na tytułowego bohatera, ale w drugiej jest tyle lukru, że jako baba pozbawiona kompletnie elementarnych podstaw jakiegokolwiek uczucia i ciepła z męskiej strony zbeczałam się nad nią przeogromnie, i wcale nie miałam wówczas PMSu ;P

Boże, zjadłabym sobie chipsy cebulowe. I tartę, i ciasteczka, i ogórka kiszonego, i Snickersa, i camembert zapiekany, i sałatkę z roszponki, i kanapeczki z bagietki z serem pleśniowym, kiełkami i szczyptą kawioru, rany boskie, zjadłabym nawet mamuta!!! A tu jedyne możliwe opcje to ryż, pyry, rosół i bułka, ja pierdzielę, zaraz się zrobię przezroczysta, mój brzuch jest tak wklęsły, że aż cycki wyglądają na większe ;P (Oczywiście wmawiam sobie, że to przez to, iż je ostatnio codziennie parę chwil gładzę, to ponoć chroni przed rakiem, mam nadzieję, że nie musi tego koniecznie robić facet ;))

O Jezu. Dzisiaj mi się śniło, że miałam zagrać w filmie matkę Madzi i żeby się przygotować do tej roli, musiałam usmażyć żywcem owada :| Dziwnym trafem ten owad wyglądał jak miniaturka koguta, co jeszcze pogarszało sprawę. Skąd mi się to, kurwa mać, wzięło??

A wczoraj na telefon stacjonarny zadzwonił jakiś koleś i spytał tatę, czy odczuwa, że Bóg się o niego troszczy :D Tata odparł, że tak, odczuwa, koleś się speszył, podziękował i rozłączył :D 
Nie wiem, co to niby miało oznaczać, ale nie jestem pewna, czy moja odpowiedź byłaby podobna ;)

4 stycznia 2013

Mądrość buddyjska nr 43

Kiedy zaczęłam podsumowywać rok 2012, pierwsza myśl brzmiała: "był straszny". Bo był. Z ważnych rzeczy nie udało się nic. Po drodze czekało mnóstwo zgryzot, smutków, bólu, żalu, goryczy, rozczarowania bez granic. Parę rzeczy niewybaczalnych, po których zakończyły się pewne znajomości, romanse, miłość,  przyjaźń. Długa choroba. Bardzo ciężkie sprawy dotykające moich bliskich. 

Dużo złości na los i cynizmu się przeze mnie przelało. Nie, to nie był dobry rok.

Ale uratowały go jak zawsze - drobiazgi. Wspomnienia, na myśl o których uśmiecham się ciepło i które chowam jak relikwie na złe dni. Małe przyjemności, te moje stare dobre zachwyty nad pięknem, ludzie od dawna najważniejsi i ci, których zupełnie by się nie podejrzewało o podanie pomocnej dłoni. Niby niewiele, lecz bardzo wiele - bo daje nadzieję. I nawet jeśli ten rok też nie przyniesie spełnienia choć jednego marzenia, to wiem, że mimo wszystko warto się tak męczyć ;) 

Chociaż oczywiście musi przynieść! Musi i koniec!

 A teraz, ponieważ się zrobiło górnolotnie, nadęto, ble i fuj, dla równowagi machnę Wam mądrość, którą wypowiadam ostatnio nader często, zważywszy ciągłe potyczki z kreaturami z portalu randkowego. Nie staram się ubliżać nikomu i wiem, że czasem sama się swoją otwartością na seks proszę o intymne wyznania, ale zaskakują mnie stworzenia, które w 5 mailu wyjawiają mi, iż marzą o osiągnięciu orgazmu bez wytrysku i zaliczeniu 100 kobiet. Takich odprawiam, filozoficznie podsumowując kolejnego dupka tymże stwierdzeniem:

"POŻYTEK BYŁ Z NIEGO JAK Z PAPIESKIEJ FUJARY."
 Copyright by Christopher Moore.

Swoją drogą zastanawialiście się kiedykolwiek nad tym, czy papież kiedyś uprawiał seks? My tak, i to w pracy :D Tzn. w pracy to roztrząsałyśmy, nie że uprawiałyśmy seks ;P